Tytuł: Star
Trek Fleet Captains
Wydawca: Wizkids
Rok wydania: 2011
Liczba graczy: 2 lub 4
Czas gry: 90-120 minut
Język: angielski
Fanem Star Treka jestem od dobrych 18 lat. Nie jest to jakaś
mania, jak to się czasem widuje, zwłaszcza w amerykańskich filmach. Po prostu
bardzo wysoko sobie cenię wszechświat, jaki został stworzony przez Gene’a
Roddenberre’go. Fakt obejrzałem wszystkie seriale i filmy kilkakrotnie i wydaje
mi się, że dosyć dobrze orientuje się w tym uniwersum. Nie liczę tutaj najnowszych produkcji w alternatywnym wszechświecie, które uważam, bardzo łagodnie mówiąc, za kiepskie. Na całe szczęście gra Fleet Captains nie ma z nimi nic wspólnego.
Idea poszukania gry planszowej w świecie Star Treka zrodziła
się zaraz po tym, jak znajomi nieświadomie wciągnęli mnie z żoną w to hobby. Po
poszukiwaniach w sieci natrafiłem na tytuł Star Trek Fleet Captains. Jak tylko
zobaczyłem, że produkcja ta posiada miniaturki statków kosmicznych, to wiedziałem, że
muszę to mieć. Element ten znacząco wpłynął na moją decyzję, jako fana figurkowych gier
bitewnych. W ten właśnie sposób gra Star Trek Fleet Captains została pierwszą
pozycją w naszej nowopowstającej kolekcji planszówek. Oczywiście gra została
zakupiona z dodatkiem Romulan Empire, który również zostanie opisany w tej
recenzji.
“Space
... the final frontier.”
Jeżeli jesteś fanem Star Treka, to raczej w chwili obecnej
nie znajdziesz lepszej gry osadzonej w tym uniwersum. Jest tutaj wszystko:
walka statków gwiezdnych, odkrywanie nowych planet, czasowe anomalie,
alternatywny wszechświat, międzygwiezdne badania, kapitan Kirk i Picard, Q...
Można wymieniać i wymieniać. Podstawowa gra daje możliwość przejęcia dowództwa
nad flotą Zjednoczonej Federacji Planet lub Imperium Klingonów. Gracze będą ze
sobą rywalizować w przestrzeni kosmicznej, walcząc ze sobą i wykonując misje.
Poziom skomplikowania rozgrywki jest dosyć wysoki. Nie
pomaga temu fakt, że instrukcja jest bardzo fatalnie napisana. Jest ona
poukładana chaotycznie, bez indeksu i jakieś większej spójności. Z perspektywy
czasu i rozgrywek w inne gry widzę, że Fleet Captains ma też wiele błędów i
dosyć często zdarzają się sytuacje, które trzeba rozwiązywać „na logikę” (co
można powiedzieć, że jest klimatyczne w tej grze :-) ).
“It's--uh... Well, it's green.” Montgomery Scott (ST TOS)
Przechodząc do zawartości pudełka. Bardzo dobrze wykonane są
wszelkiego rodzaju znaczniki... I w zasadzie to by było tyle pozytywów...
Naprawdę płaci się sporo pieniędzy za tą grę, ale wykonanie reszty komponentów
pozostawia wiele do życzenia. Heksy z których buduje się pole gry są dosłownie
wydrukowane na cienkim, jakby „wizytówkowym” papierze, przez co bardzo łatwo
się wyginają i niszczą. Podobnie rzecz ma się z kartami w grze i gdybyśmy ich
nie powkładali do koszulek, to nie wiadomo jakby długo wytrzymały. Same modele
dla laika może i wyglądają ładnie. Jednak dla mnie, jako miłośnika figurkowych
gier bitewnych (a co za tym idzie modelarza), pozostawiają one wiele do
życzenia. Zrozumiem fakt, że widać na nich nadlewki od formy, bo tego się nie
uniknie, ale niektóre statki są po prostu krzywe lub źle złożone. Wykonane są
dodatkowo z takiego plastiku, że niewiele da się z tym faktem zrobić. Dodatkowo
jeszcze nie są pomalowane, co akurat mi bardzo nie przeszkadza, ale w obecnych
czasach jakoś trudno mi zasiąść do malowania. Podsumowując, gra wygląda na
pierwszy rzut oka wspaniale, ale jak zaczyna się wszystkiemu bliżej przyglądać,
to naprawdę jest bardzo kiepsko.
“... To
boldly go where no man has gone before.”
W grze podstawowej zawiłość rozgrywki uniemożliwia dokładne
opisanie wszystkiego co dzieje się w Star Trek Fleet Captains. Na początku
gracze ustalają do ilu punktów zwycięstwa będą grali. Następnie losują statki,
które znajdą się w ich flocie. Każdy z nich ma przypisaną wielkość i jeżeli
gracze grają do 10 punktów zwycięstwa,
to suma wielkości ich statków nie może przekroczyć tej liczby. Każdy
statek ma cztery współczynniki: broń, sensory, silniki, tarcze. Ich wartość
ustalamy poprzez obracanie specjalnej podstawki (typu Clix – opatentowany przez
wydawcę), na której pojazd się znajduje. Trzeba bardzo uważać, żeby nie popsuć
jakiegoś elementu, bo Clixy lubią się często zacinać.
Następnie gracze tworzą swoje Talie Kart Dowodzenia. Czyni
się to poprzez wybieranie 4 z 10 wcześniej przygotowanych przez wydawcę stosów kart (po 10 kart w każdym). Możemy wybrać
sobie Talię Kapitana Kirka, Talię Dziwne Nowe Światy, Talię Droga Wojownika
itp. Każda z nich zawiera karty, które mają nam pomóc w naszych podróżach po
wszechświecie. Mogą to być członkowie załogi, ulepszenia naszych systemów,
torpedy fotonowe lub jakieś specjalne zdolności i wydarzenia, które przeszkodzą
naszemu przeciwnikowi.
Kolejną czynnością jest stworzenie Talii Misji. W grze
występują trzy rodzaje zadań: misje bojowe, misje naukowe, misje wpływu. Każdy
z wcześniej wylosowanych statków ma na swojej karcie napisane ile kart danych
misji ciągniemy, aby stworzyć Talię Misji.
Ujmując to wszystko w jednym zdaniu: gramy na 10 punktów –
nasze statki mają 10 punków rozmiaru – mamy 10 kart misji. Możemy zacząć naszą
rozgrywkę.
Gracze losują trzy karty misji z Talii Misji i cztery karty
dowodzenia ze swojej Talii Dowodzenia. Niektóre zadania mogą być tajne, a w
przeciwnym wypadku nasz przeciwnik widzi, co musimy zrobić. To co właściwie
możemy robić w naszej turze?
Przede wszystkim poruszamy naszymi okrętami. Jeżeli
odwiedzamy wcześniej nie odkrytą lokację, to rzucamy kostką czy nie napotkamy
jakieś nieoczekiwane zdarzenia, takie jak awaria jakiegoś systemu, super nova
lub co najgorsze - tribble. Poza ruchem możemy wykonywać wszelkiego rodzaju testy
na obiektach gwiezdnych, aby wykonać zlecone przez dowództwo misje,
jak na przykład wysłanie grupy zwiadowczej, aby nawiązać pierwszy kontakt z obcą rasą. Możemy
rozszerzać wpływy naszej frakcji, aby budować posterunki, kolonie i bazy
gwiezdne. Twórcy gry nie zapomnieli też o urządzeniach maskujących. Klingoni
mogą ich używać tak, aby ich przeciwnik nie wiedział, gdzie tak naprawdę się
znajdują. Wcześniej czy później (dla Klingonów najlepiej, aby to było jak
najwcześniej) dojdzie do konfrontacji między dwoma flotami.
Walka jest bardzo prosta. Porównuje się współczynnik broni
atakującego do współczynnika tarcz broniącego. Każdy z graczy może zagrać po
jednej karcie, po czym rzuca się kostką. Dodaje się wynik do współczynnika i
sprawdza czy broń przebiła tarcze celu. Jeżeli tak, to broniący otrzymuje
uszkodzenia. Każdy statek przy trzecim uszkodzeniu zostaje zniszczony.
Cały czas podczas swojej tury gracz może zagrywać karty,
dzięki temu wcześniej czy później na jego statkach znajdzie się załoga. Na
każdym okręcie może być maksymalnie czterech członków załogi: kapitan, pierwszy
oficer, inżynier i specjalista. Statki oczywiście „działają” bez nich, oni po
prostu dają odpowiednie bonusy. Na przykład okrętem Voyager może dowodzić
Kapitan Picard. Jego pierwszy oficerem będzie Spock, a w maszynowni Szef
O’Brien. Na dokładkę naszym specjalistą będzie Quark. Sami widzicie, że może
być ciekawie :-).
Celem oczywiście jest zdobycie odpowiedniej ilości punktów
zwycięstwa. Robi się to przede wszystkim poprzez wykonywanie misji. Oprócz tego
można je zyskać poprzez zbudowanie stacji kosmicznej, zniszczenie wrogiego
statku lub uporanie się z jakimś nieoczekiwanym wydarzeniem w nowej lokacji.
Wygrywa gracz, który pierwszy osiągnie odpowiednią ich ilość.
“I
believe in coincidences, coincidences happen every day. But I don't trust
coincidences.” Elim
Garak (ST: DS9)
Wspomnę jeszcze coś na temat losowości w grze. Jest ona
jednym z ważniejszych elementów. Losowe jest w zasadzie wszystko. Od tego
jakie statki mamy do dyspozycji, jakie karty przyjdą nam na rękę, co wyrzucimy
na kostce, co napotkamy w nowej lokacji i to jaką misję wylosujemy. W zasadzie
nic z tych rzeczy mi nie przeszkadza oprócz ostatniego punktu – misji. Dosyć
często zdarza się sytuacja, że wylosuje się zadanie, którego warunki są już
spełnione i praktycznie „za darmo” zdobywamy punkty. Jeżeli wylosuje się kilka
takich misji z rzędu, to nagle dany gracz wygrywa grę i to co było do tej pory
równym pojedynkiem szybko się kończy. W takich momentach pozostaje pewien
niedosyt.
“Risk...
risk is our business! That's what this starship is all about... that's why
we're aboard her!" James T. Kirk (ST: TOS)
Jeżeli spojrzymy na Star Trek Fleet Captains z perspektywy
gracza, to gra ta zasługuje maksymalnie na ocenę 4/6. Ale nikogo nie oszukujmy.
Tą pozycje zakupią tylko fani seriali i filmów. To właśnie do nich kierowany
jest ten tytuł. Fan nie zwróci uwagi na średniej jakości komponenty, a tym
bardziej na cenę. Osoba taka stanie na głowie, aby dostać tę grę w swoje ręce.
Nie będzie jej interesowało, że gra ma dziury w zasadach, których nawet FAQ nie
wyjaśnia. Nadmierna losowość, która potrafi diametralnie zmienić rozgrywkę,
stanie się dla niego jednym z tych elementów wszechświata Star Treka, które
nazwane jest „nieznanym”. Wiem, że tak jest, ponieważ tak było ze mną i moją
żoną. Więc skoro jesteś fanką/em Star Treka i chociaż w najmniejszym stopniu
lubisz gry planszowe, to musisz mieć Star Trek Fleet Captains. Gwarantuję, że
się nie zawiedziesz.
Ocena zbiorcza według naszej skali:
I. Klimat: 6/6
II. Losowość: 3/6
III. Błędy w grze: 4/6
IV. Złożoność: 4/6
V. Interakcja: 5/6
VI. Wykonanie: 3/6
VII. Cena: 2/6
VIII. Czas rozgrywki: 5/6
IX. Ocena gry: 6/6 - Tak! Pomimo wszystko gra jest rewelacyjna!
Końcowa nota: 4.22/6
ROMULAN EMPIRE – dodatek.
Tytuł: Star
Trek Fleet Captains - Romulan Empire
Wydawca: Wizkids
Rok wydania: 2012
Ilość graczy: 2-3 lub 4-6
“Romulans. So predictably treacherous!” Weyoun (ST: DS9)
Najważniejszą rzeczą, którą wprowadza ten dodatek jest nowa
flota – Romulanie. Otrzymujemy 12, wykonanych tak samo jak w grze podstawowej,
stateczków. Do tego dochodzi 100 kart, z których będziemy tworzyć romulańską
Talię Dowodzenia.
Rozszerzenie to pozwala nam również rozgrywać starcia w trzy
osoby. Jeszcze tego nie próbowałem, ale już widzę, że instrukcja nie obejmuje
niektórych sytuacji, jakie mogą w takiej grze zaistnieć.
Skoro już mowa o zasadach to w dodatku są one zamieszczone
na jednej, cieniutkiej kartce formatu A4. Romulan Empire wprowadza kilka nowych
zasad do rozgrywki. Po pierwsze mamy do dyspozycji czwarty typ misji – misje
szpiegowskie. Romulanie do swej dyspozycji mają również sabotażystów, których
można umieszczać na wrogich statkach i w ten sposób psuć szyki naszym
przeciwnikom. Dodatek umożliwa również zmuszanie przeciwnika do odrzucania kart
misji – jeśli oczywiście wykonamy stosowne testy, które nie są wystarczająco
dobrze wyjaśnione w krótkiej instrukcji.
Rozszerzenie zawiera nowe heksy lokacji i wszelkiego rodzaju
znaczniki. Wszystko to wydaje się wykonane z jeszcze gorszych materiałów niż w
grze podstawowej. Najbardziej rażącym błędem ze strony wydawcy jest to, że
dodatkowe znaczniki klingońskich zamaskowanych statków są w innym odcieniu, niż
te z bazowej gry, przez co łatwiej je identyfikować. Ten problem pojawia się
dopiero, kiedy gramy na wiele statków.
Jeżeli zakupiliście podstawową grę, to zapewne kupicie
również to rozszerzenie. Z punktu widzenia gracza, to nie jest ono jakieś
rewolucyjne i nie wnosi jakiś diametralnych zmian w rozgrywce. Natomiast jeżeli
spojrzymy na Romulan Empire z pozycji fana, to cóż ... trzeba zajrzeć do
portfela i wyłożyć pieniądze na to rozszerzenie.
Ocena dodatku: 6/6
Pozdrawiam.
Jose
“It's--uh... Well, it's green.” - totalnie najpiękniejszy tekst całego odcinka :D No ale w ogóle Scotty tam był cudowny.
OdpowiedzUsuńA do tematu bardziej: hm. Jest mi smutno. To znaczy ja od dawna już się ślinię właśnie na tę grę, tylko zaporowa cena póki co mnie powstrzymywała. Myślałam jednak, że skoro TYLE kosztuje, to musi być wykonana po prostu doskonale (ach! figurki statków!). A tu takie rozczarowanie. Inna sprawa, że ja, głupia, nadal mam chęć to kupić - może nie że stanę na głowie, żeby to zrobić, no ale... ;) Tym bardziej, że losowość generalnie lubimy z mężem - dodaje dreszczyku rozgrywce. :D
Wykonanie statków z modelarskiego punktu widzenia nie jest najlepsze. Niedociągnięć i krzywizn na pierwszy rzut oka nie widać. Niemniej nie powinno to prawdziwym fanom Star Treka przeszkadzać ;-)
UsuńZ drugiej strony: niemal 350zł za coś, czego ewentualnie "na pierwszy rzut oka nie widać"...? ;) Za te pieniądze to ja i z lupą nie powinnam być w stanie dostrzec mankamentów. :)
UsuńEhh... tyle zakupów na horyzoncie, taka mała wypłata...!
"Ehh... tyle zakupów na horyzoncie, taka mała wypłata...!"
UsuńSkąd my to znamy ;)
No i po półtora roku - udało się. :D Mam - na razie tylko podstawkę. Faktycznie te kafle tworzące plansze są absurdalnie cienkie. o.O Ale wygląda ładnie. Teraz siedzę nad instrukcją i w weekend będzie grane. :D <3
UsuńSuper! My dorobiliśmy się ostatnio dodatku Dominion, ale póki co mieliśmy okazję tylko dwa razy w niego zagrać. Więc jeszcze nie mamy co do niego wyrobionego zdania.
UsuńCo do instrukcji - trzeba ją dokładnie przeanalizować, gdyż nie jest za dobrze poukładana :( Powodzenia!