Grę karcianą Call of Cthulhu zaczęliśmy zbierać jakiś czas
przed przejęciem tej marki przez Fantasy Flight Games. Biorąc pod uwagę
informacje znalezione na BGG było to w okolicach roku 2008. Oczywiście wtedy
byliśmy bardziej zainteresowani światem Warhammera i przez myśl nam nie
przeszło, żeby zainteresować się czy ta karcianka przypadkiem nie jest na
wymarciu. Nie mały wpływ na jej zakup miał fakt, iż byliśmy świeżo po lekturze
wielu opowiadań ze świata H.P. Lovecrafta. Kiedy na rynek trafiła FFG’owska
Living Card Game mieliśmy mieszane uczucia, ale zakupiliśmy zestaw startowy.
Kilka razy zagraliśmy łącząc oba zestawy i od 2009 roku Call of Cthulhu: The
Card Game kurzyło się po kątach wielu szaf. Jakiś czas temu postanowiliśmy
zajrzeć z powrotem do pudełka. Zaraz dowiecie się jakie były moje wrażenia.
Próba złożenia talii.
Nie wiem co się stało. Może to kwestia wieku? Może to fakt,
iż moja cierpliwość do układania talii wyczerpała się przy układaniu armii do
systemów Warhammera? W końcu te czynności niewiele różnią się od siebie.
Otworzyłem pudełko z Call of Cthulhu i chciałem złożyć talię z dwóch dowolnych
frakcji. Siedziałem i siedziałem, aż w końcu mi się odechciało. Ostatecznie
stwierdziłem, że zagramy tylko i wyłącznie kartami z najnowszej wersji. Poza
tym tak również sugerowała instrukcja. Jedyną grą, do której będę miał
cierpliwość i chęć, aby złożyć talię, to Middle Earth CCG... Ale o tym kiedy
indziej.
Postanowiłem przeliczyć karty, zanim przystąpiłem do
wybrania jakimi „organizacjami” będziemy grali. Liczę, liczę ... Nagle okazuje
się, że Agencja (niebiescy) ma kartę za dużo, a Uniwersytet (złoci) kartę za
mało. Co teraz? Patrzę na numery kart. Wychodzi na to, że jedna z kart
niebieskich powinna być złota. Być może ja się mylę i szukam dziury w całym?
Sprawdzam na BGG (bo przecież teraz jestem mądry i wiem, gdzie zaglądać, jak ma
się wątpliwości) i okazuje się, że rzeczywiście ta karta w poprzedniej wersji
należała do Uniwersytetu. Oczywiście Fantasy Flight Games nie miało zamiaru
poprawiać tego błędu, bo po co. Przyjęliśmy, że zagramy tak, aby wszyscy mieli
równe talie i uznaliśmy, że niebieska karta to złota karta. Wszystko miło i
wesoło, a tu nagle kolejna mała przeszkoda.
W nowym pudełku znajduje się też kilka kart neutralnych. W
instrukcji jest napisane, że aby szybko stworzyć talię należy wymieszać dwie
frakcje (co już zrobiliśmy) i dodać jeden z dwóch „neutralnych pakietów”. Owe
zestawy autorzy podzielili według numerów: F141-F148 i F148-F154. Oczywiście
pierwsze co zrobiłem to sprawdziłem, czy istnieje podwójna kopia karty F148.
Oczywiście, że nie! Bez większego namysłu, karta F148 została wyrzucona i
mieliśmy już gotowe talie.
"Madness in a Box" - rzeczywiście...
Zapoznani z instrukcją i z pozytywnym nastawieniem
zasiedliśmy do gry. Przecież miło wspominamy czas spędzony grając w Call of
Cthulhu, więc czemu teraz by nie miało tak być? Pierwsza gra to było raczej
przypomnienie zasad. Nic dziwnego, że często zaglądało się do instrukcji.
Przecież nie możemy pamiętać wszystkiego po tylu latach. W drugiej grze zaczęły
pojawiać się sytuacje niekoniecznie zawarte w instrukcji. Jakoś przez to
przebrnęliśmy. Niestety, takich sytuacji było coraz więcej w kolejnych grach.
Przyznam, że nie mieliśmy ochoty wertować ogromnego FAQu, aby rozwiązywać każdy
problem. Zwłaszcza, że ich przypływ przypominał efekt kuli śniegowej. Jeżeli
grając tylko zestawem podstawowym mieliśmy tyle niejasności, to co by się
stało, jakbyśmy dodali pozostałe karty? Po paru rozgrywkach gra wróciła z
powrotem na półkę.
To chyba wiek lub lenistwo...
Jedynym wyjaśnieniem tego, że nie czerpałem przyjemności z
gry jest fakt, że w ciągu ostatniego roku zagrałem w o wiele lepsze gry. To, że
miło wspominam czas spędzony z Call of Cthulhu wynika z tego, że 6 lat temu
była to czwarta karcianka w życiu w jaką zagrałem. Poprzednie tytuły to Doom
Trooper, Shadowrun i wspomniany wcześniej Middle Earth CCG. Nic dziwnego, że
teraz, kiedy jestem bardziej obeznany z światem planszówkowym Call of Cthulhu
nie za bardzo podeszło mi do gustu. Niezaprzeczalnym faktem jest to, iż gdyby
ta gra nie miała tylu niejasności, to moje wrażenia byłyby lepsze.
Poza tym, jak już wcześniej wspomniałem, obecnie kwestia układania talii jakoś
mnie odrzuca. Wydaje mi się to marnowaniem czasu. Być może z wiekiem stałem się
leniwy i chce mieć wszystko gotowe, ale sądzę, że jakbym miał czas pograć w
Warhammera, to z wielką przyjemnością stworzyłbym armię. Może to dlatego, że
figurki jakoś bardziej do mnie przemawiają, niż zwykłe karty.
Cóż... [Call of] Cthulhu wraca do swojego snu na dnie
oceanu. Czy jeszcze kiedyś się obudzi? Kto wie...
Pozdrawiam
Tomasz 'Jose' Waldowski
Tomasz 'Jose' Waldowski
To wina Core setu do COC, który ma kiepski dobór kart. Jak grasz taliami z samego CS (choć po prawdzie to nie ma czego tam składać) to gry się wloką aż do momentu gdy jedna ze stron trafi na bardzo mocną kartę i pozamiata. 0 przyjemności. Natomiast gra jest świetna gdy ma się więcej kart, wtedy naprawdę nabiera rumieńców. Ale kto dojdzie do tego etapu zawodząc się podstawką?
OdpowiedzUsuń