Tytuł: Reglamentacja: Gra na Kartki
Wydawca: IPN
Rok wydania: 2014
Liczba graczy: 3-5
Czas gry: 30 minut
Język: polski
Reglamentacja to ograniczenie wolnego obrotu niektórymi towarami. Tak można chyba najprościej wyjaśnić znaczenie tego pojęcia. Zastępczo można w zasadzie użyć słowa "racjonowanie". Reglamentację ustalają władze państwowe, a powodów ku temu może być wiele. Nie będę Was tutaj zanudzał wykładami z historii, czy też z historii ekonomii. Wszystko co musicie wiedzieć na ten temat znajdziecie wewnątrz pudełka z grą Reglamentacja: gra na kartki.
Otwieramy sklep
Tytuł ten składa się z miniaturowej planszy, która przedstawia ladę sklepową. Przed nią będzie się ustawiać kolejka złożona z sześciu dość sporych, drewnianych pionków. Poza tym w pudełku znajdziemy karty do gry obrazujące zakupy, zapowiedziane wizyty oraz tak zwane kartki. Dla każdego gracza przygotowano drewniany domek odpowiadający kolorowi jego pionka. Co przykuwa najwięcej uwagi wewnątrz pudełka, to drewniany bączek. Tak, dobrze czytacie, bączek. Taki do kręcenia po stole, czy też podłodze. Mnie, jako historyka, najbardziej ucieszyło znalezienie wewnątrz krótkiego opracowania historycznego napisanego przez autora gry, którym jest Karol Madaj. Z tekstu zatytułowanego "Reglamentacja w Polsce Ludowej" dowiemy się wszystkiego na temat tego zjawiska w naszym kraju od czasów I Wojny Światowej, do upadku komunizmu. Każda gra oparta na wydarzeniach historycznych powinna coś takiego zawierać, bądź przynajmniej bibliografię. Tutaj mamy jedno i drugie. Gratulacje! bobo Całość gry wykonana jest w klimacie "PRL-owskim". Nie miałem przyjemności zagrania w tytuł Kolejka, który również jest autorstwa Pana Madaja. Z tego co widziałem na zdjęciach w sieci, to wykonanie tego tytułu jest podobne. Uważam to za genialny pomysł. Możemy się naprawdę w czuć w szarą rzeczywistość Polski Ludowej. W grze mamy trzy rodzaje kart: karty kartek, karty zakupów, karty zapowiedzianych wizyt. Te ostatnie są naszą „misją” dzięki której na koniec gry otrzymamy odpowiednie punkty. Kartki obrazują produkty, które możemy kupić. Karty zakupów określają jakie produkty są potrzebne, aby ją zakupić. Czyli potrzebujemy A, żeby kupić B, aby dostać punkty za C. Proste.
Znów stajemy w kolejce?
Wszyscy gracze ustawiają swoje pionki w kolejce do lady. Oprócz nich znajduje się w niej tak zwany spekulant. Każdy z uczestników ma na ręce karty z kartkami. Jeden gracz otrzymuje bączek. Kiedy zacznie nim kręcić, to wszyscy mogą się z nim (tylko i wyłącznie) wymieniać kartkami i/lub miejscem w kolejce. Ewentualnie gracz kręcący bączkiem może wymieniać się ze spekulantem. Kiedy bączek się przewróci, to następuje koniec kolejki. Osoba, która stoi pierwsza w kolejce do lady może przeprowadzić akcję zakupów. Wykłada odpowiednie kartki i bierze jedną z sześciu wcześniej wyłożonych kart zakupów. Po skończonych zakupach gracz ten ląduje na końcu kolejki, a bączek przekazywany jest zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Celem gry jest zdobycie jak największej liczby kart zakupów. Za każdą ikonę na nich zawartą otrzymujemy jeden punkt. Dodatkowo nasze tajne karty zapowiedzianych wizyt mogą podwajać punkty za konkretne ikony. Gra trwa do momentu, kiedy nie będzie można uzupełnić sześciu jawnych kart zakupów. Wówczas przeprowadzana jest runda, w której wszyscy przeprowadzają zakupy i wszyscy mogą wymieniać się z wszystkimi. Następnie podliczane są punkty i osoba z największą ich liczbą wygrywa. Jak zwykle przypominam, że jest to bardzo uproszczony opis rozgrywki. Ma on na celu zapoznanie Was z podstawowymi mechanizmami gry, bez wnikania w szczegóły.
Czas na sedno czyli negocjacje
Reglamentacja: gra na kartki to gra, która jest oparta praktycznie w całości na negocjacjach między graczami. Muszę przyznać, że jest to pierwszy tytuł tego rodzaju, w który miałem okazję zagrać. Nigdy nie widziałem sensu w takich grach, gdyż według mnie są one tworzone dla specyficznej grupy ludzi. Nigdy też nie rozumiałem jaki rodzaj satysfakcji przynoszą takie gry. Czy chodzi o robienie kogoś w przysłowiowego balona, czy o uzyskiwanie czegoś za nic? Po zagraniu w Reglamentację: grę na kartki nadal tego nie rozumiem. Gracze w takich grach muszą być osobami otwartymi i komunikatywnymi. Ja raczej taki nie jestem i raczej nie lubię negocjować, gdyż zazwyczaj musi być "po mojemu". Kiedy przy stole zbierze się kilku takich introwertyków egoistów, to gra ta nie ma większego sensu. Zwłaszcza, że wszystkie "cele" (karty zakupów) są jawne. W związku z tym, każdy wie po co komu mąka, cukier itp. Uważam, że powinno być więcej tajnych informacji w grze, niż tylko karty z mnożnikami punktów (zapowiedziane wizyty). Gdyby na przykład było mniej jawnych kart zakupów i każdy z graczy miałby jedną lub dwie dodatkowo na ręce, to wówczas nie byłoby oczywiste dla wszystkich kto do czego dąży. Niestety tego nie ma i gra może przyjąć następujący obrót: - Dam ci alkohol za czekoladę. - Nie. - Dam ci masło. - Nie. - Dam... - Nie. Wszystko wtedy może sprowadzić się też do losu w dociągu kart i wymian ze spekulantem. Sam miałem kilka sytuacji, że na ręce miałem karty, które „zabezpieczały” mnie w możliwości zakupu dwóch kart. Więc po co miałem się z kimś wymieniać? Cały czas nazywam tytuł Reglamentacja: gra na kartki „grą”. Mi przypomina to raczej doświadczenie. Rozumiem przez to, że tytuł ten pozwala nam doświadczyć tego, jak wyglądał handel kartkami w okresie PRL-u. We wstępie do instrukcji jest napisane, że taki był cel powstania tej pozycji. W związku z tym uważam, że Reglamentacja: gra na kartki robi to bardzo dobrze. Oczywiście, jeśli uda nam się wczuć w klimat tamtych czasów. Sądzę również, że tytuł ten może być wspaniałym narzędziem edukacyjnym, które może sprawdzić się na przykład na lekcjach historii. Niemniej obserwując dzisiejszą młodzież, większość z nich może wynieść z takiej lekcji tylko umiejętność kręcenia bączkiem...
Tomasz Waldowski
Recenzja również pojawiła się w serwisie Board Times. „Plusy i minusy” znajduje się TUTAJ.
Wydawca: IPN
Rok wydania: 2014
Liczba graczy: 3-5
Czas gry: 30 minut
Język: polski
Reglamentacja to ograniczenie wolnego obrotu niektórymi towarami. Tak można chyba najprościej wyjaśnić znaczenie tego pojęcia. Zastępczo można w zasadzie użyć słowa "racjonowanie". Reglamentację ustalają władze państwowe, a powodów ku temu może być wiele. Nie będę Was tutaj zanudzał wykładami z historii, czy też z historii ekonomii. Wszystko co musicie wiedzieć na ten temat znajdziecie wewnątrz pudełka z grą Reglamentacja: gra na kartki.
Otwieramy sklep
Tytuł ten składa się z miniaturowej planszy, która przedstawia ladę sklepową. Przed nią będzie się ustawiać kolejka złożona z sześciu dość sporych, drewnianych pionków. Poza tym w pudełku znajdziemy karty do gry obrazujące zakupy, zapowiedziane wizyty oraz tak zwane kartki. Dla każdego gracza przygotowano drewniany domek odpowiadający kolorowi jego pionka. Co przykuwa najwięcej uwagi wewnątrz pudełka, to drewniany bączek. Tak, dobrze czytacie, bączek. Taki do kręcenia po stole, czy też podłodze. Mnie, jako historyka, najbardziej ucieszyło znalezienie wewnątrz krótkiego opracowania historycznego napisanego przez autora gry, którym jest Karol Madaj. Z tekstu zatytułowanego "Reglamentacja w Polsce Ludowej" dowiemy się wszystkiego na temat tego zjawiska w naszym kraju od czasów I Wojny Światowej, do upadku komunizmu. Każda gra oparta na wydarzeniach historycznych powinna coś takiego zawierać, bądź przynajmniej bibliografię. Tutaj mamy jedno i drugie. Gratulacje! bobo Całość gry wykonana jest w klimacie "PRL-owskim". Nie miałem przyjemności zagrania w tytuł Kolejka, który również jest autorstwa Pana Madaja. Z tego co widziałem na zdjęciach w sieci, to wykonanie tego tytułu jest podobne. Uważam to za genialny pomysł. Możemy się naprawdę w czuć w szarą rzeczywistość Polski Ludowej. W grze mamy trzy rodzaje kart: karty kartek, karty zakupów, karty zapowiedzianych wizyt. Te ostatnie są naszą „misją” dzięki której na koniec gry otrzymamy odpowiednie punkty. Kartki obrazują produkty, które możemy kupić. Karty zakupów określają jakie produkty są potrzebne, aby ją zakupić. Czyli potrzebujemy A, żeby kupić B, aby dostać punkty za C. Proste.
Znów stajemy w kolejce?
Wszyscy gracze ustawiają swoje pionki w kolejce do lady. Oprócz nich znajduje się w niej tak zwany spekulant. Każdy z uczestników ma na ręce karty z kartkami. Jeden gracz otrzymuje bączek. Kiedy zacznie nim kręcić, to wszyscy mogą się z nim (tylko i wyłącznie) wymieniać kartkami i/lub miejscem w kolejce. Ewentualnie gracz kręcący bączkiem może wymieniać się ze spekulantem. Kiedy bączek się przewróci, to następuje koniec kolejki. Osoba, która stoi pierwsza w kolejce do lady może przeprowadzić akcję zakupów. Wykłada odpowiednie kartki i bierze jedną z sześciu wcześniej wyłożonych kart zakupów. Po skończonych zakupach gracz ten ląduje na końcu kolejki, a bączek przekazywany jest zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Celem gry jest zdobycie jak największej liczby kart zakupów. Za każdą ikonę na nich zawartą otrzymujemy jeden punkt. Dodatkowo nasze tajne karty zapowiedzianych wizyt mogą podwajać punkty za konkretne ikony. Gra trwa do momentu, kiedy nie będzie można uzupełnić sześciu jawnych kart zakupów. Wówczas przeprowadzana jest runda, w której wszyscy przeprowadzają zakupy i wszyscy mogą wymieniać się z wszystkimi. Następnie podliczane są punkty i osoba z największą ich liczbą wygrywa. Jak zwykle przypominam, że jest to bardzo uproszczony opis rozgrywki. Ma on na celu zapoznanie Was z podstawowymi mechanizmami gry, bez wnikania w szczegóły.
Czas na sedno czyli negocjacje
Reglamentacja: gra na kartki to gra, która jest oparta praktycznie w całości na negocjacjach między graczami. Muszę przyznać, że jest to pierwszy tytuł tego rodzaju, w który miałem okazję zagrać. Nigdy nie widziałem sensu w takich grach, gdyż według mnie są one tworzone dla specyficznej grupy ludzi. Nigdy też nie rozumiałem jaki rodzaj satysfakcji przynoszą takie gry. Czy chodzi o robienie kogoś w przysłowiowego balona, czy o uzyskiwanie czegoś za nic? Po zagraniu w Reglamentację: grę na kartki nadal tego nie rozumiem. Gracze w takich grach muszą być osobami otwartymi i komunikatywnymi. Ja raczej taki nie jestem i raczej nie lubię negocjować, gdyż zazwyczaj musi być "po mojemu". Kiedy przy stole zbierze się kilku takich introwertyków egoistów, to gra ta nie ma większego sensu. Zwłaszcza, że wszystkie "cele" (karty zakupów) są jawne. W związku z tym, każdy wie po co komu mąka, cukier itp. Uważam, że powinno być więcej tajnych informacji w grze, niż tylko karty z mnożnikami punktów (zapowiedziane wizyty). Gdyby na przykład było mniej jawnych kart zakupów i każdy z graczy miałby jedną lub dwie dodatkowo na ręce, to wówczas nie byłoby oczywiste dla wszystkich kto do czego dąży. Niestety tego nie ma i gra może przyjąć następujący obrót: - Dam ci alkohol za czekoladę. - Nie. - Dam ci masło. - Nie. - Dam... - Nie. Wszystko wtedy może sprowadzić się też do losu w dociągu kart i wymian ze spekulantem. Sam miałem kilka sytuacji, że na ręce miałem karty, które „zabezpieczały” mnie w możliwości zakupu dwóch kart. Więc po co miałem się z kimś wymieniać? Cały czas nazywam tytuł Reglamentacja: gra na kartki „grą”. Mi przypomina to raczej doświadczenie. Rozumiem przez to, że tytuł ten pozwala nam doświadczyć tego, jak wyglądał handel kartkami w okresie PRL-u. We wstępie do instrukcji jest napisane, że taki był cel powstania tej pozycji. W związku z tym uważam, że Reglamentacja: gra na kartki robi to bardzo dobrze. Oczywiście, jeśli uda nam się wczuć w klimat tamtych czasów. Sądzę również, że tytuł ten może być wspaniałym narzędziem edukacyjnym, które może sprawdzić się na przykład na lekcjach historii. Niemniej obserwując dzisiejszą młodzież, większość z nich może wynieść z takiej lekcji tylko umiejętność kręcenia bączkiem...
Tomasz Waldowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz