Wydawca: Feuerland Spiele
Rok wydania: 2014
Liczba graczy: 1-2
Czas gry: 60 minut na gracza
Język: niemiecki
Kwiecień zbliża się wielkimi
krokami, a my nadal recenzujemy dla Was tytuły, które miały premierę na
zeszłorocznych targach w Essen. Dzisiaj przyjrzymy się grze Arler Erde (ang.
Fields of Arle), którą wydało wydawnictwo Feuerland Spiele.
Pola Arle.
Gra przenosi nas do
wschodniej Fryzji. Jest to kraina historyczna rozciągająca się od Holandii,
poprzez Niemcy do Danii, wzdłuż wybrzeża Morza Północnego. Konkretnie tytuł ten
lokuje nas w małej wsi – Arle. Tam staniemy się właścicielem gospodarstwa,
którym będziemy zarządzać przez cztery i pół roku.
Arler Erde, czyli tłumacząc
na język polski – pola Arle, to gra autorstwa Uwe Rosenberga. Jest ona
przeznaczona dla jednego lub dwóch graczy. Będziemy się w niej zajmować swoim
gospodarstwem. Naszym zadaniem będzie między innymi osuszać bagna, wydobywać
torf, hodować zwierzęta, szyć ubrania, rozwijać wieś i oczywiście zapewnić
naszej rodzinie pożywienie. Wszystko to, i wiele więcej, jest ładnie wplecione
w grę typu euro z mechanizmem worker placement.
Dziewiętnaście i pół krowy.
Pudełko do gry sporo waży.
Jest to spowodowane tym, że jest w nim wiele elementów drewnianych, na które
składają się zwierzęta (owce, krowy, konie), znaczniki torfu oraz graczy. Poza
tym jest w nim sporo tektury w postaci plansz, żetonów budynków, wozów i
towarów. Nie mam zastrzeżeń co do wykonania gry, chociaż w naszym egzemplarzu
trafiła się uszkodzona krowa oraz jedna plansza jest lekko przesunięta, co
widać po złożeniu.
Poza tym naklejki, które
naklejamy na pracowników i znaczniki surowców nie chcą za bardzo się ich
trzymać. Niemniej wszystko to są szczegóły, a gra robi fenomenalne wrażenie wizualne.
Grę zilustrował Dennis
Lohausen, który wykonywał rysunki między innymi w Szklanym Szlaku. Co ciekawe w
Arler Erde, podobnie jak we wspomnianym tytule, również możemy znaleźć kilka
wyjątkowych kafelków. Na jednym z pól mamy kręgi w zbożu, a na innym widać cień
smoka przelatującego nad drogą. To tylko dwa przykłady, a takich kwiatków jest
więcej. Mała rzecz, a cieszy.
Arler Erde nie jest w 100%
niezależna językowo. Nazwy pól akcji i budynki zawierają napisy. Nie jest ich
dużo i osoba nie znająca języka, czy to niemieckiego, czy to angielskiego,
swobodnie da radę sobie wszystko przetłumaczyć korzystając ze słownika. Poza
tym po kilku rozgrywkach już pamięta się, co poszczególne pola oznaczają.
Przeogromnym plusem jest dla
mnie dołączona do gry „książeczka”, z której dowiemy się co nieco o historii
regionu, w którym dzieje się akcja gry. Autor również wyjaśnia czemu takie, a
nie inne mechanizmy zostały zastosowane w tym tytule. Oby więcej wydawców i
autorów zawierało coś takiego w swoich tytułach. Oczywiście nie dotyczy to gier
wojennych ;-)
Zarys rozgrywki – zawsze o
jedną akcję za mało.
Tytuł ten, to jedna z tych
gier, w których nie ma sensu skupiać się na każdym szczególe. Liczba akcji do
wyboru jest tak ogromna, że ich opis zająłby mi zbyt dużo czasu i miejsca. Dlatego skupię
się na krótkim omówieniu tego co się w grze dzieje. Będę opisywał rozgrywkę
dwuosobową, a o jednoosobowej wspomnę w podsumowaniu.
Każdy z graczy otrzymuje
dwie plansze – stodołę oraz swoje pola. Na pierwszej z nich będzie trzymał
swoje powozy, pługi oraz łodzie do przewożenia torfu. Na drugiej będzie budował
budynki, siał zboże lub len, hodował zwierzęta, osuszał znajdujące się bagna i
przesuwał wały przeciwpowodziowe, aby mieć dostęp do większej liczby pól.
Pomiędzy graczami powinna
znajdować się główna plansza. Na niej znajdują się różne akcje, które możemy
wykonać w czasie rozgrywki. Poza tym umieszczamy na niej budynki, które są
możliwe do zbudowania na naszych polach. Niektóre z nich są stałe i będą
występować w każdej rozgrywce, a inne będą losowe. W większości budynki dają
jednorazowe korzyści po ich wybudowaniu. Na głównej planszy każdy z graczy
również zaznacza liczbę posiadanych narzędzi, które ma w swoim gospodarstwie.
Liczba ta wpływa na jakość wykonywanych przez nas akcji.
Jak nie trudno się już
domyśleć, Arler Erde to gra, w której zbieramy surowce, aby przerobić je na coś
innego, co zdobędzie nam punkty. Typowa gra euro. Mamy cztery i pół roku
(według czasu w grze), aby zdobyć jak największą ich liczbę. Akcja gry jest
podzielona na sezony: letni i zimowy. W każdym z nich są inne dostępne akcje. W
ciągu jednego sezonu gracz wykona cztery czynności. Niemniej jedna z nich może
być z drugiego sezonu. Może to zrobić jeden gracz, na sezon. Konsekwencją jest
oddanie pierwszeństwa drugiemu graczowi, w kolejnym sezonie.
W lato możemy obsiewać pola,
łowić ryby, wydobywać torf lub glinę, czy też przerabiać wełnę na ubrania na
zimę. W zimę natomiast garbujemy skóry, robimy garnki, budujemy powozy, czy też
przeprowadzamy ubój. W obu sezonach możemy budować wozy, przebudowywać wały
przeciwpowodziowe lub handlować z kupcami, którzy oferują różne surowce lub
zwierzęta. Generalnie przez całą rozgrywkę robi się to, co na wsi... we Fryzji,
w ubiegłym stuleciu. ;-)
Każdy z graczy może wykonać
cztery akcje w trakcie każdego sezonu. Zawsze jest o tę jedną akcję za mało,
uwierzcie mi. W związku z tym trzeba, jak w każdej tego typu grze, planować z
wyprzedzeniem. Naszym przeciwnikiem nie musimy się zbytnio przejmować, ale o
tym przeczytacie w podsumowaniu.
Gdybyśmy mieli jeszcze za
mało opcji, to możemy jeszcze wysyłać nasze wozy, aby przerabiały nasze towary
lub sprzedawały je w pobliskich miastach. Jest to czynność nie wymagająca
zużycia naszej akcji. Podobnie jak używanie naszej łódki od torfu, która pozwala
wymieniać ten surowiec na inne podstawowe dobra. Jakby przypadkiem nam czegoś
zabrakło.
Na koniec każdego sezonu
następuje, tak jakby, przygotowanie do kolejnego z nich. Na koniec lata doimy
zwierzęta i robimy sery, więc zyskujemy pożywienie. Przeprowadzamy też żniwa na
naszych polach. Musimy też wyżywić naszą rodzinę oraz zużyć torf, aby było jej
ciepło. Z kolej na koniec zimy rozmnażają nam się zwierzęta, o ile są w
stajniach oraz strzyżemy owce. Oczywiście też musimy wyżywić rodzinę. Na
początku tych „podsumowań” wracają również nasze wozy i przywożą nam
przerobione towary.
Gra kończy się po pięciu
letnich i czterech zimowych sezonach. Czyli, tak jak wcześniej wspomniałem,
trwa cztery i pół roku. Na koniec zdobywamy punkty za wybudowane budynki, liczbę
narzędzi, pojazdy w stodole, pozostałe surowce i towary, czy też odwiedzone z
naszymi towarami miasta. Musimy też sprawdzić, czy gdzieś nie straciliśmy
punktów, bo może się tak stać, jeśli nie przesuniemy odpowiednio daleko wałów
przeciwpowodziowych, nie osuszymy bagien lub nie wyżywimy dziwnym trafem
rodziny. Wygrywa oczywiście osoba z największą liczbą punktów. Jak zwykle
przypominam, że jest to bardzo zwięzły opis rozgrywki, który nie oddaje w pełni
jej głębi.
Co ja mam w zasadzie robić?
Arler Erde, gdy już w miarę
zapoznamy się z zasadami, jest grą prostą. Niemniej na samym początku i przez
kilka pierwszych rozgrywek będziemy przytłoczeni liczbą możliwych do wykonania
akcji. Bardzo często będziemy mieli paraliż decyzyjny. Co sezon musimy wybrać
odpowiednie cztery z piętnastu możliwych akcji. Jakby nie patrzeć, wymaga to
chociaż minimalnego planowania. Już nawet nie wspominam o możliwości wysłaniu
wozów z towarami lub wymiany torfu na podstawowe surowce dzięki naszej łódce.
Wszystko to sprawia, że gra jest bardzo otwarta. W zasadzie co rozgrywkę możemy
skupiać się na czymś innym. Niemniej „skupienie się” nie jest dobrym
sformułowaniem, gdyż gra poniekąd wymusza na nas wykonywanie kilku tych samych
akcji co rozgrywkę. Jednak możemy „iść” w obranym przez nas kierunku.
Klimat Fryzji.
Gry Uwe Rosenberga mają to
do siebie, że mechanizmy zazwyczaj współdziałają z tematyką. Uważam, że Arler
Erde jest najbardziej klimatyczną grą jego autorstwa, w która miałem dotąd
okazję zagrać. Wszystko co w niej się robi ma sens i przedstawia swojego
rodzaju ciąg produkcyjny. Poza tym w końcu, gdy nie mamy jedzenia, możemy je
zastąpić innym surowcem (ziarno, zwierzęta). Tutaj owieczka nie może spokojnie
mieszkać na polu, jak w Agricoli. Dodajmy do tego fakt, że dołączona do gry
„książeczka” również wyjaśnia czemu takie, a nie inne mechanizmy zostały
zastosowane w grze. Sam autor również wspomina, że konsultował działanie
budynków ze swoim ojcem, który dorastał w tamtych okolicach. W końcu pan
Rosenberg senior urodził się i wziął ślub w Arle. Wszystko to sprawia, że
klimat w grze jest wyczuwalny, przynajmniej w kilku pierwszych rozgrywkach, gdy
nie za bardzo skupiamy się na zdobywaniu punktów.
New highscore!
Skoro o punktach
wspomniałem, to są one poniekąd uzależniające w Arler Erde. Rozumiem przez to
fakt, że chce się zagrać ponownie i pobić swój najlepszy wynik. Miło też
widzieć progresję naszych wyników. Nasze pierwsze trzy rozgrywki zakończyły się
wynikami 93-90,5, 102-98, 112-108. Widać postęp gołym okiem. Na pewno pomaga w
tym otwartość tej gry. Raz możemy skupić się na budowaniu budynków, a następnym
razem na obróbce konkretnego surowca. Zawsze będzie to przyjemne i zawsze
będziemy mieli o jedną akcję za mało w każdym sezonie. ;-) Dodajmy do tego
kilka różnych budynków co rozgrywkę i regrywalność gry jest po prostu
fenomenalna. Zwłaszcza, że wcale nie jest ona tak długa i rzeczywiście zajmuje
60 minut na gracza, jeśli już znamy zasady. Chyba, że ktoś będzie kalkulował
każdy punkt, to wtedy na pewno czas gry bardzo się wydłuży.
Jeden czy dwóch graczy?
Rozgrywka jednoosobowa różni
się tylko niemożliwością wykonania akcji „zimowej” w lato oraz „letniej” w
zimę. Poza tym nie innych zmian w zasadach, więc gra się w tę grę samemu równie
przyjemnie. Odniosłem jednak wrażenie, że brak tej opcji poniekąd utrudnia grę
jednoosobową. Naprawdę czasem chciałoby się coś zrobić z drugiego sezonu, a nie
można. Dość komplikuje to rozgrywkę. Wydaje mi się, że nawet bardziej niż drugi
gracz. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale interakcja w Arler Erde jest sprowadzona
do podbierania limitowanych komponentów (budynki, wozy, stodoły...) oraz
blokowania akcji. Niemniej to drugie jest zredukowane do minimum dzięki polu z
możliwością zduplikowania zajętej już akcji. Racja tracimy przez to jedzenie,
ale jest to lepsze niż niewykonanie zaplanowanej przez nas czynności. Możliwość
zrobienia ewentualnej akcji z drugiego sezonu też niweluje blokowanie, bo
niektóre akcje są podobne w obu porach roku. W związku z tym, jeżeli ktoś szuka
typowej gry z mechanizmem worker placement, gdzie będzie mógł blokować
poczynania przeciwnika, to się zawiedzie.
Moja opinia.
Wszystko co wyżej napisałem
sprawia, że według mnie Arler Erde jest rewelacyjną grą. Najbardziej podoba w
niej mi się, wspomniana wielokrotnie, otwartość – możliwość skupienia się co
rozgrywkę na zupełnie czymś innym. Powoduje to, że coś mnie ciągnie do tego
tytułu, a przecież nie jestem fanem gier pana Rosenberga. Chociaż z drugiej
strony to jest już trzecia gra jego autorstwa w naszej kolekcji.
W swoich rozgrywkach w Arler
Erde skupiałem się na budynkach, na ziarnie, czy też na tekstyliach. Wszystko
to z mniejszymi lub większymi sukcesami. Jednak możliwość sprawdzenia efektu
moich planów sprawia, że chce się do tej gry powracać. Zarówno samemu, jak i
dwie osoby. Naprawdę polecam ją każdemu i niech Was nie odstraszy od niej język
niemiecki, czy też angielski!
Tomasz
Pomocnicza ocena zbiorcza według
naszej zawiłej skali:
I.
|
Klimat
|
5/6
|
II.
|
Losowość
|
6/6
|
III.
|
Błędy w grze
|
6/6
|
IV.
|
Złożoność
|
4/6
|
V.
|
Interakcja
|
2/6
|
VI.
|
Wykonanie
|
6/6
|
VII.
|
Cena
|
4/6
|
VIII.
|
Czas rozgrywki w dwie osoby
|
6/6
|
IX.
|
Ocena gry
|
6/6
|
...and something for our international readers.
Pros:
+ for me the best thing
about this game is that it is very open: you can focus on something else during
each game...
+ ... so it is replayable...
+ ... and thematic...
+ ... and has a
historical booklet (only the German version)...
+ ... and good quality of
components :-)
+ it is also not so hard to
learn how to play it
Cons:
- might be overwhelming at the beginning
- might be overwhelming at the beginning
- people expecting large
amount of negative interaction between players may be disappointed
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz