Rok wydania: 2014
Liczba graczy: 1-8
Czas gry: 45 minut
Język: angielski
Na rynku gier planszowych jest wiele tytułów, które podejmują temat zombie apokalipsy. Niektóre są lepsze, a niektóre gorsze. Dziś przybliżę Wam grę karcianą District-Z.
“Zaskakująca” fabuła i “przerażające” ilustracje
Fabuła gry nie jest innowacyjna - dziwny wirus, plaga zombie, ostatni ocaleni, przeżyj apokalipsę. W pudełku o dość nietypowych wymiarach, oprócz kart znajdziemy żetony, kostki i plastikowe sześciany, które maja ułatwić oznaczanie lokacji docelowych w grach wieloosobowych. Co zwraca uwagę to fakt, że na większości kart nie ma ilustracji, tylko są na nich zdjęcia. Niektórym się to spodoba, a niektórym nie. Na pewno ciekawie prezentują się karty lokacji, chociaż dziwi mnie to, że po apokalipsie nadal jest prąd w mieście (rozświetlone latarnie). Karty postaci, kompanów i zombie-bossów, według mnie, nie wyglądają za ciekawie. Wydaje mi się, że spotkała się grupa przyjaciół i stwierdziła "robimy grę o zombie, chcesz być twardzielem na karcie postaci?". Efekt jest, nie ubliżając nikomu, umiarkowany...
Hulaj dusza z zasadami...
Zasady do gry nie są dobrze napisane. Wielu rzeczy należy się domyślać. Ażeby znaleźć w instrukcji jakąś konkretną rzecz, to najlepiej ją od początku przeczytać. Poza tym gra pozostawia sporo możliwości do własnej inwencji w zasadach i scenariuszach. Nie wiem czy taki cel chciał osiągnąć autor, ale ja po grach planszowych spodziewam się gotowego produktu. Przynajmniej lekko przypieczonego, a nie pół surowego, jeśli miałbym to do czegoś porównać. Jeśli sam chciałbym sobie wymyślać wszystko na poczekaniu, to grałbym w jakiegoś RPGa.
Tu przechodzimy do następnej kwestii. Razem z grą podstawową otrzymaliśmy dodatkowe zestawy z kartami. Wszystko OK, ale mogłyby być dołączone do nich jakieś scenariusze, a co najważniejsze zasady. Mamy jakiś las, do którego możemy dostać się poprzez jedną, konkretną lokację. Zakładam, że wtasowywuje się ją w talię miejsc, a las rozkłada gdzieś obok? To tylko jeden z przykładów dotyczący ogólnej „spójności” produktu District-Z. Jeszcze wspomnę, że jedna talia nie ma zdjęć, lecz kreskówkowe rysunki. Jeżeli ich używamy, to nawet oprawa graficzna nie jest koherentna.
Kululu kostkami
W związku z powyższym postaram się pokrótce opisać rozgrywkę w tę pozycję, według tego, jak ja zrozumiałem zasady w grze kilkuosobowej.
W District-Z może grać od jednej do ośmiu osób. Tak jest napisane na pudełku. Niemniej według mnie może to być maksymalnie 4 graczy. Chyba że zagramy parami... Instrukcja nic o tym nie mówi... Każdy z uczestników ma swoją postać, która ma zdolność specjalną oraz cztery atrybuty: walkę, zręczność, percepcję i zdrowie. Na stole rozkładamy karty lokacji według określonego schematu. Wśród nich wtasowane są karty Celów, które należy znaleźć. Gdy takową kartę znajdziemy, to musimy dotrzeć na skraj miasta - linia kart naprzeciw naszej lokacji startowej. Wówczas wygrywamy grę.
W swojej turze możemy poruszyć się z jednej karty na drugą, ale nie na skos. Kiedy wchodzimy do lokacji docelowej to odwracamy jej kartę (o ile nikt wcześniej tu nie był) i wykonujemy polecania na niej zawarte. W 99% sprowadza się to do rzutu kostką i skonsultowaniu z tym co jest na karcie lokacji. Wynik 1, to zazwyczaj nic, 2-5 to atak zombie, a 6 to jakiś przedmiot. Czasami możemy spotkać jakiegoś bossa lub specjalne zdarzenie. Niemniej przeważnie walczymy z zombie.
Starcie może przebiegać na dwa sposoby: bijemy się z zombie, albo uciekamy.
Walka z zombie*: rzucamy tyloma kostkami ile wynosi nasz atrybut walki. Z kolei zombie rzucają tyloma kostkami, ilu ich jest. Następnie porównywane są wyniki. Wszystkie nasze kostki, które mają więcej oczek niż kostki zombie, niszczą nieumarłych. Na remisy nic się nie dzieje. Jeśli mamy mniej oczek, to tracimy ranę za każdą taką kostkę. Jeśli nie pokonaliśmy wszystkich zombie, to przechodzimy do następnej rundy walki. Znów decydujemy czy bijemy się, czy uciekamy.
Ucieczka*: rzucamy tyloma kostkami, ile wynosi nasz atrybut zręczności i sumujemy nasz wynik. Zombie robią to samo w liczbie kostek równej ich liczbie. Jeżeli rzuciliśmy więcej to uciekamy, a zombie zostają w tej lokacji. Jeżeli rzucimy mniej to tracimy 1 zdrowie i rozpoczynamy następna rundę walki.
* Ucieczka/walka z bossem lub innym graczem wygląda tak samo. Jednak trwa ona tylko jedna rundę, a przeciwnik używa swoich atrybutów walki/zręczności.
To w zasadzie tyle. Chodzimy sobie po lokacjach i szukamy karty Celu. W międzyczasie walczymy z zombie i czasem z innymi graczami. Jak znajdziemy Cel (chyba dowolny, gdyż instrukcja nic o tym nie mówi), to idziemy na kraniec miasta. Koniec.
Wariant z infekcją
W grze istnieje eliminacja graczy, grając według standardowych zasad. Jak umierasz, to umierasz i możesz patrzeć co robią inni. Ewentualnie losujesz sobie nową postać (oczywiście, że tak trzeba grać). W District-Z można grać również tak, że Twoja postać może zostać zainfekowana i po czasie stajesz się zombie. Wówczas gonisz innych graczy i próbujesz ich zabić lub zamienić w nieumarłych. Warunkiem zwycięstwa zombie-graczy jest pokonanie nie-zombie-graczy. Co jeśli gramy na opcję, że po śmierci losuje się nową postać? Prawdopodobnie gramy w nieskończoność... Chyba, że umówimy się jakoś inaczej... Nie wiem... Niemniej bardziej agresywna opcja gracz VS gracz też istnieje.
Wariant kooperacyjny - kampania New Dawn
Do gry mieliśmy dołączoną mini-kampanię New Dawn. Jest ona przeznaczona dla jednego lub dwóch graczy i wprowadza wariant kooperacyjny. W książeczce z zasadami znajdziemy kilka scenariuszy, które rozgrywamy po kolei. Tworzą one jedną fabularną całość. Scenariusze te opisują jaki cel mamy znaleźć i dlaczego. Według mnie, kampania New Dawn to jedyny sensowny wariant District-Z.
Dystrykt zzzzzzzzzzz...
Cóż jeszcze mogę powiedzieć na temat tej gry. Kiedy przeczytałem „na sucho” zasady, to spodziewałem się czegoś więcej. Gra nie prezentowała się źle. W głowie miałem jakiś rozwój postaci, przygody, znajdowanie sprzętu itp. Zawiodłem się.
Klimat zombie apokalipsy jest średnio wyczuwalny. Chyba, że bardzo, bardzo się wczujemy i będziemy szukać tej „nieznanej przygody” w rzucie kostką w lokacji, bo w zasadzie nie wiesz co Ciebie spotka za rogiem w czasie apokalipsy zombie... Grając w District-Z nasunęły mi się skojarzenia z Talismanem (Magicznym Mieczem, czy jak tam będziemy nazywać tę pozycję). Z tym, że nie rzucamy kostką jak daleko pójdziemy. Poza tym jest wiele podobieństw miedzy tymi tytułami: postać ma kilka atrybutów i zdolność specjalną (swoją drogą te zdolności nie są zbalansowane). Grając musimy gdzieś dojść i coś znaleźć, a po drodze rzucamy kostką i patrzymy co się stało. Oto cala filozofia District-Z. Jeżeli lubisz Talisman i szukasz podobnej gry, ale w klimatach zombie, to tytuł ten jest dla Ciebie.
Tomasz Waldowski, for2playres
Pomocnicza ocena zbiorcza według
naszej zawiłej skali:
I.
|
Klimat
|
4/6
|
II.
|
Losowość
|
1/6
|
III.
|
Błędy w grze
|
4/6
|
IV.
|
Złożoność
|
6/6
|
V.
|
Interakcja
|
6/6
|
VI.
|
Wykonanie
|
4/6
|
VII.
|
Cena
|
4/6
|
VIII.
|
Czas rozgrywki
|
3/6
|
IX.
|
Skalowanie na dwóch graczy
|
2/6
|
Końcowa nota: 3.88/6
Recenzja również ukazała się w serwisie Board Times. „Plusy i minusy” i ocena gry
znajduje się TUTAJ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz