W
ostatnim czasie miałem okazję zagrać w dwie gry karciane. Mam na
myśli the DOME oraz Myths at War. Niby nic niezwykłego, ale obie z
nich dawały możliwość tworzenia własnej talii przed grą. Jednak
pierwszy tytuł miał przewagę nad drugim w tym, że w pudełku były
już przygotowane cztery gotowe talie. Muszę przyznać, że dość
długo odkładałem rozgrywki w Myths at War, ponieważ nie miałem
ochoty na złożenie decku przed grą. Ostatnio zadałem sobie bardzo
istotne pytanie związane z tym faktem - „dlaczego?”
Doom
Trooper, METW i Call of Cthulhu CCG
Sama
idea budowy talii nie jest mi obca. Jeszcze w szkole podstawowej
miałem styczność z grą Doom Trooper. Wiele godzin spędziliśmy z
braćmi na kłótniach i rozgrywkach w tę grę. Oczywiście wiązały
się one z budową talii przed partią. Co ciekawe zawsze umawialiśmy
się na talie złożone z około 150-200 kart! Kto tam wtedy myślał
o jakimś efektywnym budowaniu decku. Minimalnie miało być w nim
60, ale czemu ograniczać się tylko do tylu? Ja chce mieć w talii
wszystko!
W
międzyczasie zaliczyliśmy z bratem jeszcze nieudany epizod z polską
wersją Shadowrun TCG. Przymierzaliśmy się też do karcianego Star
Treka, ale tu nawet nie kupiliśmy żadnych kart. W tamtym czasie
byłem pod wielkim wrażeniem książek J.R.R. Tolkiena. Pamiętam,
że kiedyś poszedłem sobie do lokalnego sklepu z grami i kupiłem
talię startową do Middle Earth: The Wizard. Sporo czasu przeleżała
ona w jakimś zapomnianym zakamarku szafy, ale na początku czasów
licealnych rozkminiliśmy w końcu z bratem instrukcję i
rozpoczęliśmy naszą przygodę z tym systemem. Muszę przyznać, że
nadal miło wspominam mechanizmy z gry i jeśli miałbym kiedyś
zbudować jakieś talie, to byłyby one właśnie do METWa.
Brat
potem wyjechał na studia, a ja zająłem się Warhammerem. Mały
powrót do gier karcianych zaliczyłem na studiach z moją obecną
żoną, gdzie postanowiliśmy pograć sobie w coś w klimatach
Lovecrafta i padło na Call of Cthulhu CCG. Epizod też nie trwał
długo, mianowicie do momentu, w którym Fantasy Flight Games
przejęło do niej prawa i stworzyło z nich LCG. Kupiliśmy zestaw
startowy i na tym ten temat się urwał.
Warhammer,
rozpiski i Army Builder
Przygoda
z figurkowymi Warhammerami trwała dobre 15 lat z małymi przerwami.
Wspominam o tym, ponieważ granie w te systemy również wymagało
stworzenia swojej armii. Czynność tę można porównać właśnie
do tworzenia swojego decku. Niezliczone godziny spędziłem nad army
bookami i codexami (czasem nawet na lekcjach i przerwach w szkole).
Rozpisywałem na kartce armie, obliczałem punkty i starałem się
znaleźć satysfakcjonujące mnie combosy. Muszę przyznać, że
przeważnie grałem w „młotki” tym, co mi się podobało, a nie
tym co było mocne. Po „papierowych” rozpiskach przyszedł czas
na Army Buildera – program do budowania armii. Kolejne minuty
mijały na wymyślaniu jakiś ciekawych armii i niekoniecznie z tych
figurek, które stały na półce ;-) Jednak stopniowo chęć
śledzenia na bieżąco nowych spisów armii wypuszczanych przez
Games Workshop zanikła. Skupiałem się wyłącznie na posiadanych
figurkach. W końcu zupełnie odstawiłem tę część hobby, po
części ze względu na zmiany wprowadzane przez GW, a po części
przez inne zajęcia. Czy teraz chciałoby mi się to robić? Nie
wiem... Gdybym miał czas, to zapewne tak!
Leniwe
wypalenie
W
tym momencie dochodzimy do sedna, czyli do czasu, czy też jego
braku. Dzisiaj nie chcę już jego poświęcać na tworzenie talii,
czy też armii. Po otwarciu pudełka z grą oczekuję dostać w miarę
gotowy produkt. Przez „w miarę” rozumiem fakt, że wydawca da
kilka przykładów wyrównanych talii, które można zbudować dzięki
kartom w pudełku. Być może już też nie czerpię z tej czynności
tyle przyjemności, co w przeszłości? Istnieje możliwość, że
„wypaliłem się” za młodu na Warhammerze i METWie.
Prawdopodobne jest też to, że z wiekiem staję się coraz bardziej
leniwy.
Czas,
RPG i dungeon crawl
Z
tym wszystkim. co opisałem powyżej, jest poniekąd związany
jeszcze jeden temat. W czasach licealnych spędziłem wiele czasu na
graniu w RPGi. Mottem było „weekend bez sesyjki, weekendem
straconym”. Na studiach nasza grupa się rozeszła, ale
sporadycznie udawało mi się rozegrać kilka przygód z nowymi
znajomymi oraz moją obecną żoną.
Teraz
oboje mamy życie zawodowe, więc nawet nie marzę o tym, żeby
kiedyś zagrać w RPGa. Jak na to znaleźć czas? Kto będzie
Mistrzem Gry? Jeszcze muszę przygodę wymyślić? Tu z pomocą
przychodzi gra dungeon crawl. Co ciekawe, w naszej kolekcji gier
planszowych bardzo długo nie było tego typu gry. Wychodziliśmy z
założenia, że po co nam ona. Lepiej zagrać w RPGa, będzie
fajniej. Jednak kombinacja czas-lenistwo wzięła górę i w naszej
kolekcji zagościło Shadows of Brimstone. Głównym czynnikiem,
wpływającym na jej wybór był fakt, że nie potrzebuje ona osoby
udającej mistrza gry. To ma w naszym mniemaniu dwa plusy. Po
pierwsze nie musimy grać przeciwko sobie, lecz wyłącznie
kooperacyjnie. Po drugie nie wymaga to od żadnego z nas jakiegoś
misternego planowania pułapek i innych podobnych rzeczy. W związku
z tym w chwili obecnej Shadows of Brimstone imituje dla mnie sesję
RPG, a przez to spełnia moją podświadomą, zapewne częściowo
nostalgiczną chęć grania w klasyczne gry tego typu. Chociaż muszę przyznać, że zawsze preferowałem fabułę w przygodzie, niż prawie bezmyślne zabijanie stworów...
Tzeentch
byłby zadowolony
Wszystko
z czasem się zmienia. Zwłaszcza nasza perspektywa na otaczający
nas świat. Tylko krowa nie zmienia zdania! Ludzie mają z wiekiem
inne priorytety, czy to z powodu lenistwa, czy z innych, bardziej
poważnych życiowych wyborów. Ja cieszę się, że nadal, po tych
wszystkich latach, jestem związany z grami, w szerokim tego słowa
znaczeniu. Zaczynałem od komputerowych, poprzez karciane, bitewne i
RPG, a w chwili obecnej gram wyłącznie w planszowe. Jestem
zadowolony, że nadal tak spędzam swój wolny czas.
Tekstem
tym chciałem oczywiście dla własnej satysfakcji trochę pomarudzić
;-), ale również dać Wam wgląd na to, jakie zmiany zachodzą w
ludzkim umyśle wraz z wiekiem. Nie zrozumcie mnie źle! Nadal uważam
się za młodą osobę, przynajmniej ja siebie
tak widzę i tak się czuję. Przecież wiek, to tylko stan umysłu!
Czy coś w tym stylu...
Oczywiście
jest to temat rzeka i chciałbym wywołać jakąś dyskusję z nim
związaną. Czy wy poświęcaliście więcej czasu na gry teraz, czy
za młodu? Z jakiś powodów musieliście
zrezygnować z któreś części swojego hobby? Czy również
jesteście „leniwi” i nie lubicie budować talii, a jeśli wręcz
przeciwnie, to ile czasu na to poświęcacie i jaką satysfakcje z
tego macie? Bardzo chciałbym poznać Wasze przemyślenia na ten
temat i serdecznie zapraszam do dyskusji.
Tomasz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz