Dziś
spróbujemy czegoś innego. W poniższym, dość chaotycznym tekście
przedstawię Wam proces, który towarzyszy nam podczas wybieraniu
gier do naszej kolekcji, czy też do recenzji. Przyznam, że wywód
ten przybrał troszeczkę inną formę niż planowałem. Jednak stara
się on odzwierciedlić to, co zachodzi w mojej głowie, kiedy
stwierdzam, że gra jest warta uwagi.
Jak
było na początku, czyli ważny był klimat
Moja
większa fascynacja nowoczesnymi grami planszowymi zaczęła się
ponad cztery lata temu. Do tamtego momentu ponad dekadę spędziłem
przy stołach grając w bitewniaki w świecie obu Warhammerów. Jak
zapewne wiecie firma Games Workshop, która jest za nie
odpowiedzialna, zapewniła fanom ewoluujące i bardzo bogate
fabularnie uniwersa. Pomimo, iż w międzyczasie miałem okazję
zagrać w nowoczesne gry planszowe, takie jak Carcassonne i Wsiąść do Pociągu, to jakoś w głębi chciałem czegoś więcej, chciałem
jakieś epickości, chciałem fabuły... I wtedy kolega odwiedził
nas z grą Eclipse.
Moja
reakcja po pierwszej rozgrywce w tę grę wywołała jedno pytanie:
„to robią takie gry planszowe?!”. Co ciekawe, to wcale nie
fabuła Eclipse'a mnie zaintrygowała. Zafascynowały mnie
mechanizmy, które przypominały mi gry komputerowe. Oczywiście
musiałem zgłębić ten temat. Pierwszą grą, jaką zacząłem
szukać było coś osadzone w uniwersum Star Treka. Jednak ciągle
potrzebowałem czegoś z fabułą i to z taką, którą dość dobrze
znam. Tak się złożyło, że w tym czasie na rynek trafiła gra
Star Trek: Fleet Captains. Od razu wiedziałem, że muszę ją mieć.
W
międzyczasie wraz z Sylwią pogłębialiśmy naszą wiedzę, o jakże
wielkim świecie gier planszowych. Dowiedzieliśmy się, że na
Youtube jest cała masa osób zajmujących się recenzjami gier.
Jednym z pierwszych, które zaczęliśmy śledzić i robimy to do
dziś, jest The Dice Tower. Później natrafiliśmy na polskie
portale poświęcone grom planszowym. Oczywiście fenomenem było dla
nas znalezienie czegoś takiego, jak BoardGameGeek. Wszystkie te
media dały nam dostęp do jakże wielkiego świata gier planszowych.
Stadium
przejściowe, czyli klimat, a potem mechanizmy
Cały
czas głównym kryterium wyboru pozostawało tło fabularne gry.
Wtedy nie wiedziałem, że istnieje jakiś niepisany podział na gry
typu euro, czy ameritrash. Tak do naszej kolekcji trafiły gry
Archipelago oraz Robinson Crusoe: The Adventure on Cursed Island. Z
biegiem czasu, jednak zacząłem dostrzegać, że te wszystkie gry
mają swego rodzaju mechanizmy, które czasem są podobne, ale
inaczej stosowane, w zależności od tytułu. Za najlepszą grę,
która najlepiej miesza wiele z nich, nadal uważam City of Remnants.
W
związku z tym, im coraz więcej gier pojawiało się w naszej
kolekcji, tym zaczynaliśmy szukać nie tyle wyjątkowego tła
fabularnego, ale również specyficznych mechanizmów. W tym momencie
nie chcę wkroczyć na temat „gier, w których można zastąpić
tematykę inną, bo mechanizmy, na to pozwalają”. Jest to wywód,
który poruszałem kiedyś w serwisie Board Times. W tekście tym
zmierzam do tego, że w chwili obecnej, coraz ciężej znaleźć nam
gry, które trafią do naszej kolekcji.
Weźmy
na przykład tematykę związaną z zombie. W kolekcji mamy kilka
gier z nią związanych: Carnival Zombie, Zpocalypse, Dead of Winter
oraz Zombies VS Cheerleaders. Dwie pierwsze, to gry typu tower
defense. Jedna osadzona w pokręconej, karnawałowej Wenecji, a druga
po atomowej apokalipsie. W trzeciej zombie są tylko tłem, a
wszystko obraca się wokół działań graczy. Czwarta, to w zasadzie
abstrakcyjna układanka. Sądzę więc, że tematykę zombie mamy
dość dobrze obsadzoną w naszej kolekcji i nie szukamy nowych
tytułów. A co jeśli chodzi o mechanizmy?
Wspomniany
tower defense jest reprezentowany w naszej kolekcji przez jeszcze
dwie gry: Bastion i Portal of Morth. Po co w związku z tym więcej
gier z tej serii? W tym momencie dochodzimy do czegoś, co roboczo
nazwijmy „magicznym składnikiem”.
Jak
to jest teraz, czyli słów kilka o magicznym składniku
Otóż
każda ze wspomnianych gier typu tower defense posiada coś
wyjątkowego, coś co wyróżnia ją od innych. Rozgrywka w Bastion
przypomina przejażdżkę rollercoasterm, gdzie jedna pomyłka
powoduje wykolejenie się. Natomiast Portal of Morth to kompetytywna
gra typu tower defense, z bardzo specyficzną formą alokacji
potworów-kostek. W Carnival Zombie jest element zręcznościowy.
Niby niewielkie wyróżniki, ale powodują, że gry te różnią się
na tyle, aby pozostać w kolekcji.
W
chwili obecnej, aby gra miała szansę pozostać u nas w domu, czy
też mieć szansę, abyśmy się nią zainteresowali, to musi
zawierać coś, czego nie ma żadna inna. Wiem, że brzmi to
banalnie, gdyż w zasadzie każdy tytuł wyróżnia się od
pozostałych. Dany tytuł musi mieć ten „magiczny składnik”,
który może przyjąć w moim mniemaniu dwie formy.
W
tym momencie zataczamy pełne koło, gdyż ten „magiczny składnik”
jest najczęściej wariacją oklepanego tematu lub konkretnego
mechanizmu. Kontynuując tematykę zombie i tower defense, to z całą
pewnością zwróciłaby naszą uwagę gra, w której używamy procy
i innych gadżetów, aby celować w zombie nadchodzące z drugiego
końca planszy, a wszystko byłoby osadzone w kreskówkowym klimacie
rodem ze Strusia Pędziwiatra... Taka gra zapewne nie powstanie, ale
chciałem podać dość ekstremalny przykład „magicznego
składnika”. Innym jego typem, odnosząc się do wydanych gier,
może być połączenie standardowego deck-building z push your luck
(Flip City) lub budowanie ręki, a nie talii (Guns & Steel).
Wszystko to oparte na czymś, co pierwszy raz było zastosowane w
Dominion, a później „odświeżone” w Kamieniu Gromu i
kontynuowane w różnych formach, w wielu innych tytułach. Lubię
deck-building, ale to wcale nie oznacza, że muszę mieć wszystkie
tytuły na nim oparte. Wystarczy mi jeden i padło na Kamień Gromu,
ze względu na tematykę. Za to ciągle szukam ciekawych wariacji
(„magicznego składnika”), tego mechanizmu.
Tak
wygląda teraz nas „wybór” gier. Jeżeli ma się około 200
tytułów w domu, to coraz ciężej znaleźć coś wyjątkowego, co
będzie spełniało nasze preferencje. W nowych tytułach coś po
prostu musi nas zaskoczyć. Można powiedzieć, że stajemy się
wybredni. Jednak poniekąd jest to spowodowane napływem masy nowych
gier. Nawet biorąc pod uwagę same polskie wydawnictwa, to mamy
wysyp nowych tytułów praktycznie co miesiąc. W związku z tym
trzeba stosować jakieś „sito”, jakkolwiek dziwne by nie było.
Chcę zauważyć, że specjalnie nie poruszałem kwestii finansowych
związanych z naszym hobby, bo każde hobby wymaga pieniędzy.
To
tyle na dziś. Jak już wspomniałem, całość tego tekstu wyszła
dość chaotycznie, ale mam nadzieję, że czytało Wam się równie
przyjemnie, jak mnie pisało. Można powiedzieć, że dałem Wam
zalążek tego, co dzieje się w moim, jak to mówi Sylwia,
pokręconym umyśle... A co Was kieruje przy wyborze gier? Dajcie
znać w komentarzu.
Tomasz
My dopiero zaczynamy z planszówkami, więc teraz mamy ten pierwszy etap ''to robią takie gry planszowe?'' i odkrywamy nowe mechanizmy ;) Jest super i w sumie to jest najlepsze w początkach nowego hobby.
OdpowiedzUsuńZ gier deck-buildingowych ostatnio oczarowała mnie Dolina kupców. A tak poza tym rolę w wyborze gier ma ich regrywalność w gronie, którelubi grać w nie za długie tytuły :)
OdpowiedzUsuńA co Twoim zdaniem wyróżnia Dolinę Kupców od innych deck-builderów? :)
Usuń