Jakiś
czas temu Sylwia podzieliła się z Wami swoimi pierwszymi wrażeniami
na temat gry Mistfall (click). Mówiąc w skrócie nie były one
pozytywne. Jako, że nigdy nie skreślamy gry po kilku rozgrywkach,
to postanowiliśmy jeszcze raz zagrać w ten tytuł. Dzisiaj
zaprezentuje Wam moją perspektywę z tej próby.
Nasze
pierwsze rozgrywki opierały się o pierwszy scenariusz. Dlatego
postanowiliśmy spróbować zagrać w jedną z kolejnych przygód.
Otworzyłem Scenerio Book i zacząłem
czytać drugi scenariusz. Problem pojawił się
już w setupie. Miałem odłożyć kafelek Desecrated Temple. Jednak
nie ma takiego kafla w pudełku! Mamy Desecrated Shrine i Abandoned
Temple. Co ciekawe, na karcie pomocy scenariusza jest również ten
sam błąd. Zacząłem się frustrować, pamiętając ciągle o
błędach znalezionych w poprzednich rozgrywkach. Jednak zacisnąłem
zęby i powiedziałem: „gramy następny scenariusz”. Na całe
szczęście rozłożenie jego przebiegło bez problemów.
Rozgrywka
przebiegała płynnie. Jednak w pewnym momencie zauważyłem coś
bardzo dziwnego. Jedne ze stworów miały specjalną zasadę venomous
(jadowity), a w słowach kluczowych znajdowało się słowo kluczowe
poison (trucizna). Niemniej opis zasady specjalnej informował, że
zadają obrażenia płonące! Gdzie tu logika? Nawet na rysunku
przedstawiającym tego banitę nie ma on zapalonej strzały, tylko
jakiś zielony dymek unoszący się z grotu. Co ciekawe nie jest to
jedyny taki błąd, bo jak to inaczej nazwać, który udało nam się
znaleźć – jeden z toporów berserkerki ma identycznie napisane
zasady: słowo kluczowe poison i obrażenia płonące. Coś nie jest
do końca dopracowane.
Straszne
jest to, że tyle błędów (mniejszych lub większych) udało nam
się znaleźć po kilku rozgrywkach. Przecież nawet nie zdołaliśmy
rozegrać wszystkich scenariuszy, poznać wszystkich postaci i
stworów! Gra wydaje się po prostu bardzo niedopracowana.
Jeżeli
zaś chodzi o samą rozgrywkę, to również nie powaliła mnie ona
na kolana. Graliśmy niby kolejny scenariusz, ale w zasadzie nic
innego się w nim nie działo, niż w pierwszym. Idziemy, zabijamy
stwory, odpoczywamy, idziemy, zabijamy stwory … aż w końcu
dochodzimy do lokacji docelowej, gdzie walczymy z bossem. Różnica
pomiędzy scenariuszami polega na tym, że spotkamy inne stwory i
inne zasady specjalne ma końcowy wróg. Generalnie gra przypomina
ciągle ewoluująca, taktyczną zagadkę. Po prostu musimy
dostosować się do zaistniałej sytuacji i najlepiej przez nią
przebrnąć. W chwili obecnej nie widzę możliwości opracowania
jakiejkolwiek strategii. Zwłaszcza, jeśli gra ma tak wysoki próg
wejścia.
Rozumiem
przez to fakt, że zanim będziemy mogli być „dobrzy” w tę grę,
to oprócz poznania mechanizmów, musimy bardzo dobrze zaznajomić się
z wszystkimi kartami oraz zasadami naszej postaci. Wcale to nie jest
takie proste, gdyż kart z umiejętnościami jest bardzo wiele.
Jeżeli uda nam się mniej więcej je poznać, to musimy zacząć
myśleć o jakiś combosach. Następnie wiedzieć na jakie stwory i
bossów najlepiej je wykorzystać. Więc dochodzi nam znajomość
potworów. Na samym początku przygody z Mistfall nie ma w
związku z tym szans, aby coś podpowiadać naszym kompanom, a ma to
być gra kooperacyjna.
W
ostatniej grze graliśmy postaciami, które trochę poznaliśmy.
Ja grałem panią berserker, a Sylwia zabójcą. W pewnym momencie wydarzyła się kolejna dziwna rzecz. W czasie gdy Sylwia wykonywała swoją
turę, ja wyszedłem, zrobiłem sobie herbatę i wróciłem. Potem
zapytałem czy skończyła i na czym stoimy... Wiecie czemu tak się
stało? Bo absolutnie nie miałem pojęcia, jak jej postać działa i
co można nią osiągnąć. Nie mogłem jej więc zasugerować jakiś
akcji. Cała kooperacja w grze wyglądała tak: ja mogę zadać tyle
i tyle obrażeń, więc zabije tego i tego, w związku z tym będę
miał tyle i tyle enemy focus (jak wiele stworów do nas przybiegnie
potem), a ty co możesz zrobić? Trochę to dziwne, jak na grę
kooperacyjną.
Ciekawym
mechanizmem w grze, ale bardzo ją według mnie spowalniającym, jest
fakt, że zdrowie naszego bohatera reprezentuje talia naszych
umiejętności i sprzętu. Jest to bardzo dobry pomysł, ale kiedy
dostaniemy obrażenia, to musimy usuwać karty z ręki, stosu kart
odrzuconych lub na ślepo z talii. Wszystko w porządku, tylko to
stawia nas przed kolejnymi strategiczno-taktycznymi dylematami.
Czasami człowiek za długo nad tym myśli i to spowalnia grę.
Pewnie trzeba by było całą grę inaczej zaprojektować, ale ja
wolałbym standardowy licznik zdrowia mojej postaci. Podobno mechanizm talii-życia występuje w innych grach (Pathfinder ACG) i jeśli to prawda, to nie mam zamiaru w nie grać.
Dawno
nie spotkałem gry, która wywołałaby tyle negatywnych emocji i
niechęci. Przyznam, że nawet pisząc te słowa, nie mam ochoty na
ponowną rozgrywkę w Mistfall. Po prostu wydaje mi się, że nie
lubię tego rodzaju gier. Ten tytuł ma być przygodówką, a dla
mnie jest to tylko ewoluująca zagadka z masą błędów i
niedopracowań. Wychodzi na to, że nie lubię takiego rodzaju gier
przygodowych. Podobne wrażenia miałem grając w Assault on Doomrock.
Po prostu Mistfall jest tytułem dla innego typu graczy. Dla mnie to
wielka szkoda, gdyż gra ta ma bardzo interesującą otoczkę, która
nie jest wcale wyczuwalna w czasie rozgrywek, gdyż cały czas
skupiamy się na mechanizmach. Póki co nie skreślam Mistfall
całkowicie. Po prostu będzie musiał chwilę odczekać na półce,
aby zasłużył na trafienie na stół. Niemniej bardzo wątpię, aby
coś wpłynęło na zmianę moich odczuć wobec tego tytułu.
Tomasz
UWAGA. Powyższy tekst został napisany we wrześniu 2015 roku.
Witaj Tomaszu. Czy jeżeli tekst został napisany w 2015 roku to czy masz dalej te same odczucia do tej gry czy coś się zmieniło? Mi się osobiście gra bardzo podoba z uwagi na klimat ala Icewind Dale. Grałeś w polską wersję językową? Niestety tam też jest dużo błędów.
OdpowiedzUsuńNic się nie zmieniło niestety. Nie graliśmy w Polską wersję, gdyż nie widzieliśmy sensu, aby to robić.
UsuńCo do Icewind Dale, to prawdę powiedziawszy nam (Sylwia i Tomasz) ta gra też się nie podobała, jak kiedyś próbowaliśmy w nią grać. W porównaniu do Baldura, to było tylko chodzenie i zabijanie stworów. Przynajmniej X lat temu tak nam się zdawało :-)
Cześć. My na grę Mistfall (wydanie polskie, już poprawione) natrafiliśmy rok temu w sklepie stacjonarnym. Bardzo nam się spodobała sama koncepcja i klimat. Nie zraziła nas fatalnie napisana instrukcja, niedomówienia i masa rozdźwięków pomiędzy instrukcją a informacjami na kartach. Na początku wkręciliśmy się bardzo i spędziliśmy dużo czasu, żeby dobrze poznać większość bohaterów i żeby zaliczyć każde zadanie specjalne. Nie zraził nas nawet fakt, że nasza rozgrywka trwała pół dnia (a nie, jak mówi opis, 120 min.). Dzisiaj, rok później, wróciliśmy do tego tytułu i nadal mamy mieszane uczucia. Z jednej strony klimat gry wciąga, z drugiej strony nawet po kilkunastu rozgrywkach wciąż musimy wracać do instrukcji i szperać po internecie, żeby rozwiać wątpliwości co do przygotowania rozgrywki. Moim zdaniem najbardziej jednak przeszkadza to, że bohaterowie Mistfall są bardzo źle wyważeni, co drastycznie zmniejsza regrywalność tytułu. Z jednej strony mamy bardzo silny duet Venda (toporniczka) i Arani (kapłanka), który, kolokwialnie rzecz ujmując, rozwala system, z drugiej mamy takie postaci jak nie mający kompletnie nic ciekawego do zaoferowania mag lodu, albo Kruk, który tylko w większej drużynie ma jakąś wartość. Grając w Mistfall we dwójkę, po krótkim czasie doszliśmy do wniosku, że bez kapłanki nie ma się co pchać w tytułowe mgły. No i gra w ten sposób zaczyna robić się nudna. Szkoda, bo zapowiadał się fascynujący tytuł. Moim zdaniem Mistfall to zmarnowany potencjał.
OdpowiedzUsuń