Ostatnio
w światku recenzentów często poruszany był temat ich
obiektywności. Ja chciałbym poruszyć coś, co poniekąd jest z nim
związane. Chodzi mi o rzetelność recenzenta. Czemu tak nagle chcę
się z Wami podzielić moim zdaniem w tym względzie? Recenzowaniem
gier i prowadzeniem strony/bloga zajmujemy się z Sylwią od trzech
lat. Z wszelakimi wydawcami współpracuję od dwóch. Niedawno jeden
z nich zwrócił nam, czyli for2players, uwagę, że tekst o jego
grze wydaje się nierzetelny i napisany „na odczep”. Nie ukrywam,
że takie stwierdzenie troszeczkę mnie zasmuciło i nie zgodziłem
się z nim.
Co
moim zdaniem powinna zawierać recenzja gry planszowej?
Nasze
recenzje opracowywane są według prostego, stałego schematu:
1.
We wstępie nakreślamy historię danej gry, jej autorów, czemu
zwróciła naszą uwagę oraz jaka jest fabuła danego tytułu. Nie
zawsze wszystkie te elementy się w nim znajdują, ale taki jest
generalny zamysł.
2.
Następnie opisujemy zawartość pudełka, czyli wykonanie.
Stwierdzamy czy jest ładne, czy nie oraz sposób napisania
instrukcji i nieścisłości w zasadach. Często też nawiązujemy do
rysowników i oprawy graficznej.
3.
Kolejnym krokiem jest zarys rozgrywki. Czasem jest on bardziej, a
momentami mniej szczegółowy. W każdym razie ma on dać czytelnikom
ogólny zamysł gry oraz uwypuklić niektóre rzeczy, do których
nawiążemy w podsumowaniu. Z całą pewnością nie ma on na celu
tłumaczenia zasad. Nie od tego jest recenzja.
4.
Sercem naszych recenzji są podsumowania. Czasem rozbijamy je bardzo
szczegółowo na poszczególne aspekty, jak klimat, losowość itp.
Niekiedy całość da radę zmieścić się w jednym, krótszym
tekście. Wszystko zależy od samej gry, jej złożoności oraz
„głębi”. Staramy się dzielić z Wami naszymi spostrzeżeniami
na temat tego, jak wiele jest kombinowania w danym tytule, czy jest
wiele dróg do zwycięstwa i przed jakimi dylematami, o ile takie są,
nas ona stawia. W żadnym wypadku jednak nie opisujemy szczegółowo
jakiś strategii na zwycięstwo, czy też wspomnianych ścieżek do niego. To zawsze
musi pozostać dla samych graczy do odkrycia. Nawiązujemy też do
regrywalności danego tytułu, czasu rozgrywki i oczywiście do jego
skalowania na dwóch graczy – przecież po to istnieje nasza
strona.
Tak
ja widzę recenzję gry planszowej i tego się trzymam. Oczywiście
czasami wprowadzamy jakieś modyfikacje „dla urozmaicenia”,
jednak sam trzon pozostaje bez zmian.
„Zagraliście
w grę za małą liczbę partii, więc nie wykryliście i opisaliście
jej smaczków”
Właśnie…
Ile razy recenzent powinien zagrać w dany tytuł zanim podejmie się
jego recenzji? To jest bardzo dobre pytanie. Najlepszą odpowiedzią
jest: tyle razy, ile się powinno. Weźmy na przykład taki tytuł,
jak Dunderhead, gdzie to co robisz w turze zależy tylko od rzutu
kostką i doborze karty z wylosowanej talii. Praktycznie nie ma się
kontroli nad tym co się dzieje. Ile razy mam w coś takiego zagrać?
Raz, czy dziesięć? Czy po dwunastej partii odkryje jakiś smaczek,
skoro sercem gry jest losowość i chaos? Raczej nie. To oczywiście
skrajny przypadek. Przejdźmy do czegoś nielosowego, jak Rój. W
tytuł ten rozegrałem naprawdę wiele partii. Czy uważam się za
osobę dobrą w ten tytuł? Zdecydowanie nie. Czy poznałem jej
wszystkie „smaczki” i strategie? Odpowiedź na to pytanie jest
również negatywna. W związku z tym nie powinienem napisać jej
recenzji. Jednak to zrobiłem. Dlaczego? Otóż dlatego, iż wydaje
mi się, że po tych wszystkich partiach posiadłem taką wiedzę,
aby podzielić się z Wami moim zdaniem na jej temat.
Generalnie
moja opinia o grze zaczyna kształtować się w momencie poznania
zarysu jej zasad. W ciągu mojej kariery recenzenckiej zagrałem w
wiele gier, z całą pewnością nie w tyle co niektóre koleżanki i
koledzy po fachu, ale ich liczba według mnie jest dość spora. To
też wpływa na możliwość identyfikowania dobrych, oczywiście
moim zdaniem, gier zaraz po zapoznaniu się z regułami. To co teraz
napiszę może zabrzmieć trochę nieskromnie, ale kiedy w zeszłym
roku wydawnictwo HABA prezentowało nam zasady do Karuby, od razu
wiedziałem, że będzie ona hitem. I co? W momencie pisania tego
tekstu jest ona jednym z kandydatów do tegorocznych Spiel des
Jahres. Po prostu już w tamtym momencie wiedziałem, że jest to
dobra gra, że spodoba się wielu osobom, choć sama nie jest
wystarczająco „ciężka”, żeby w 100% zadowolić moje gusta.
Jednak bardzo ją doceniam i naprawdę mnie ona fascynuje. Ile partii
w nią zagrałem? Kilkanaście. Opinię miałem wyrobioną po kilku.
Czy poznałem jej wszystkie „smaczki”? Większość zapewne tak,
ale nie rozbierałem gry (tej i żadnej innej) na czynniki pierwsze.
To ile razy należy zagrać w grę, aby podzielić się z Wami opinią
o niej w formie, o której wspominałem powyżej? Tyle razy, ile
trzeba.
„Inni
recenzenci napisali więcej na temat tego tytułu, a Wasza recenzja
jest na odczep”
Tak
się składa, że wszyscy jesteśmy różni na tym świecie. Każdy z
nas zwraca uwagę na coś innego. Jeżeli inni recenzenci widzą
„głębię zasad” gdzieś, gdzie według mnie jej nie ma, bo
mają, jak najbardziej do tego prawo. Również nie będę miał
pretensji, jeśli ktoś w ładny sposób uargumentuje, że ja nie mam
racji. Jednak w tym momencie wracamy do tego, że żyjemy, póki co,
w świecie, gdzie każdy ma prawo do własnych opinii. Dla niektórych
Świat Dysku: Ankh-Morpork i Neuroshima Hex! to ukochane gry, a dla
mnie są one po prostu nudne. Każdy ma prawo do swojego zdania.
Co
do samego stwierdzenia „na odczep”. Wiele naszych pierwszych
recenzji można uznać, za teksty napisane byle jak. Spójrzmy nawet na wspomnianą recenzję Roju... Wiadomo, że
dopiero się rozkręcaliśmy. Jeżeli teraz pojawia się krótki
tekst, który nie zawiera jakieś głębokiej analizy, to po prostu
omawiany tytuł nie ma nic więcej do zaoferowania, niż to, co
zostało opisane. Według mnie, jest to logiczna konkluzja.
Jak
nie trudno się domyślić, tytuły dwóch ostatnich „rozdziałów”
nawiązują do dwóch największych zarzutów wydawcy co do jednego z
naszych tekstów.
Nasza
rzetelność i obiektywizm, a gry dla dzieci oraz rodzin
Nasi
wierni czytelnicy wiedzą, że raczej preferujemy gry złożone.
Czasami od wydawcy do naszego domu trafiają,
gry dla najmłodszych lub niekoniecznie dla hardcore’owych graczy.
Jeżeli na przykład opisuję, tudzież recenzuję, taki tytuł, to
logiczne jest, że muszę starać się ocenić go z perspektywy
odbiorcy. Oczywiście nie zawsze się to udaje. Jeżeli ma on jakieś
„smaczki” dla hardcore’owców i są one widoczne po kilku
partiach, to z całą pewnością będą one wspomniane w recenzji, a
co więcej spowoduje to chęć szukania dalszej „głębi” w danym
tytule, czyli rozegranie kolejnych partii. Bardzo dobrym tego
przykładem jest tekst o Via Nebula – jest to gra kierowana dla
rodzin, ale zatwardziali gracze też będą dobrze się przy niej
bawić. Ze wspomnianą wcześniej Karubą jest podobnie. Problem
pojawia się w momencie, gdy taka gra nie oferuje dla nas nic
specjalnego. Wówczas nasz tekst zaczyna zawierać stwierdzenia w
stylu „powinna się spodobać…”, „jest ona stworzona dla…”,
„nada się ona jako tytuł wprowadzający do…” lub „przed
zakupem, lepiej w nią zagrać…”, gdyż tak jak mówiłem,
recenzujemy dany tytuł z perspektywy odbiorcy. Niemniej właśnie
przez te sformułowania staramy się uwypuklić to, że gra
niekoniecznie trafiła do naszego gustu. Sama recenzja przyjmuje
wówczas formę troszeczkę neutralną. Dobrym przykładem jest tekst
o Upon a Fable. Czy to stawianie się w roli odbiorcy sprawia, że
jestem mniej obiektywny wobec takiego „lekkiego” tytułu? Nie
wydaje mi się.
Zła
interpretacja zasad
O
ile mnie wydaje się, nie zdarzyło nam się opisać gry w momencie,
jeśli źle zinterpretowaliśmy jej zasady. Tu przychodzi mi na myśl
sytuacja, kiedy to zaprzyjaźniona strona (Planszówki we dwoje), coś
pokręciła z zasadami rozgrywki czteroosobowej w Domek. O ile nie mylę się
wprowadzili do niej zasadę odrzucania kart z planszy, tak
jak w grze dwu i trzyosobowej. Tytuł został zrecenzowany w oparciu
o tę pomyłkę. Każdy może się pomylić. Czy to świadczy o
nierzetelności Wiktora i Kasi, jako recenzentów? Trzeba na to
spojrzeć z dwóch stron. Moim zdaniem, czyli z perspektywy
recenzenta, troszeczkę nierzetelne jest granie, według złych
zasad, a następnie napisanie o tym tekstu. Minimalnie wypacza
to odbiór samego produktu przez recenzenta. Choć w tym wypadku spowodowało to bardziej pozytywną reakcję na rozgrywkę czteroosobową, a nie wpłynęło bardzo na wcześniej wyrobione zdanie o Domku przez Planszówki we dwoje. Jednak, jak już wspomniałem - każdemu zdarzają się błędy. Zwłaszcza recenzentom, którzy dokładnie prezentują rozgrywkę (np. Rahdo rzadko kiedy nie zrobi błędu prezentując rozgrywkę). Patrząc z drugiej strony,
pomimo tego, że nastąpiła ta pomyłka i minimalnie wpłynęła ona na odbiór
gry, to sama recenzja była dobrze napisana, a co za tym idzie
rzetelna, tak jak wszystkie inne na Planszówkach we dwoje. W związku
z tym jest to temat dość śliski i być może wymagający szerszego
rozwinięcia.
Strzał
w stopę?
Cały
czas zastanawiam się, czy tekst ten nie jest poniekąd strzałem w
stopę. Czy przez niego, niektórzy z Was stwierdzą, że nasze
recenzje w zasadzie są niepotrzebne, gdyż są nierzetelne lub
nieobiektywne. Wiele razy to powtarzałem, że prowadzę stronę dla
własnej satysfakcji. Pisanie o grach i o rzeczach z nimi związanych
sprawia mi po prostu przyjemność. Jeżeli komuś nasze teksty
pomogą w wyborze gry, to bardzo dobrze. Jeżeli czytanie ich sprawia Wam
przyjemność, to bardzo cieszę się z tego powodu. Jednak
pamiętajcie, że nie jesteśmy ostateczną wyrocznią co do gier
planszowych. Mamy swoje gusta, które bez wątpienia wpływają na
odbiór przez nas danego tytułu. W związku z tym stwierdzenie
„przed zakupem, najlepiej w nią zagrać…” zalecam stosować do
wszystkich opisywanych przez nas gier. Oczywiście, o ile są one
dostępne w lokalnym sklepie, ale to już inna historia… ;-)
Tomasz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz