Start

Get your dropdown menu: profilki

Slider

czwartek, 7 lipca 2016

Rzetelność, sens i zamysł recenzji

Ostatnio w światku recenzentów często poruszany był temat ich obiektywności. Ja chciałbym poruszyć coś, co poniekąd jest z nim związane. Chodzi mi o rzetelność recenzenta. Czemu tak nagle chcę się z Wami podzielić moim zdaniem w tym względzie? Recenzowaniem gier i prowadzeniem strony/bloga zajmujemy się z Sylwią od trzech lat. Z wszelakimi wydawcami współpracuję od dwóch. Niedawno jeden z nich zwrócił nam, czyli for2players, uwagę, że tekst o jego grze wydaje się nierzetelny i napisany „na odczep”. Nie ukrywam, że takie stwierdzenie troszeczkę mnie zasmuciło i nie zgodziłem się z nim.


Co moim zdaniem powinna zawierać recenzja gry planszowej?
Nasze recenzje opracowywane są według prostego, stałego schematu:
1. We wstępie nakreślamy historię danej gry, jej autorów, czemu zwróciła naszą uwagę oraz jaka jest fabuła danego tytułu. Nie zawsze wszystkie te elementy się w nim znajdują, ale taki jest generalny zamysł.
2. Następnie opisujemy zawartość pudełka, czyli wykonanie. Stwierdzamy czy jest ładne, czy nie oraz sposób napisania instrukcji i nieścisłości w zasadach. Często też nawiązujemy do rysowników i oprawy graficznej.
3. Kolejnym krokiem jest zarys rozgrywki. Czasem jest on bardziej, a momentami mniej szczegółowy. W każdym razie ma on dać czytelnikom ogólny zamysł gry oraz uwypuklić niektóre rzeczy, do których nawiążemy w podsumowaniu. Z całą pewnością nie ma on na celu tłumaczenia zasad. Nie od tego jest recenzja.
4. Sercem naszych recenzji są podsumowania. Czasem rozbijamy je bardzo szczegółowo na poszczególne aspekty, jak klimat, losowość itp. Niekiedy całość da radę zmieścić się w jednym, krótszym tekście. Wszystko zależy od samej gry, jej złożoności oraz „głębi”. Staramy się dzielić z Wami naszymi spostrzeżeniami na temat tego, jak wiele jest kombinowania w danym tytule, czy jest wiele dróg do zwycięstwa i przed jakimi dylematami, o ile takie są, nas ona stawia. W żadnym wypadku jednak nie opisujemy szczegółowo jakiś strategii na zwycięstwo, czy też wspomnianych ścieżek do niego. To zawsze musi pozostać dla samych graczy do odkrycia. Nawiązujemy też do regrywalności danego tytułu, czasu rozgrywki i oczywiście do jego skalowania na dwóch graczy – przecież po to istnieje nasza strona.
Tak ja widzę recenzję gry planszowej i tego się trzymam. Oczywiście czasami wprowadzamy jakieś modyfikacje „dla urozmaicenia”, jednak sam trzon pozostaje bez zmian.


Zagraliście w grę za małą liczbę partii, więc nie wykryliście i opisaliście jej smaczków”
Właśnie… Ile razy recenzent powinien zagrać w dany tytuł zanim podejmie się jego recenzji? To jest bardzo dobre pytanie. Najlepszą odpowiedzią jest: tyle razy, ile się powinno. Weźmy na przykład taki tytuł, jak Dunderhead, gdzie to co robisz w turze zależy tylko od rzutu kostką i doborze karty z wylosowanej talii. Praktycznie nie ma się kontroli nad tym co się dzieje. Ile razy mam w coś takiego zagrać? Raz, czy dziesięć? Czy po dwunastej partii odkryje jakiś smaczek, skoro sercem gry jest losowość i chaos? Raczej nie. To oczywiście skrajny przypadek. Przejdźmy do czegoś nielosowego, jak Rój. W tytuł ten rozegrałem naprawdę wiele partii. Czy uważam się za osobę dobrą w ten tytuł? Zdecydowanie nie. Czy poznałem jej wszystkie „smaczki” i strategie? Odpowiedź na to pytanie jest również negatywna. W związku z tym nie powinienem napisać jej recenzji. Jednak to zrobiłem. Dlaczego? Otóż dlatego, iż wydaje mi się, że po tych wszystkich partiach posiadłem taką wiedzę, aby podzielić się z Wami moim zdaniem na jej temat.
Generalnie moja opinia o grze zaczyna kształtować się w momencie poznania zarysu jej zasad. W ciągu mojej kariery recenzenckiej zagrałem w wiele gier, z całą pewnością nie w tyle co niektóre koleżanki i koledzy po fachu, ale ich liczba według mnie jest dość spora. To też wpływa na możliwość identyfikowania dobrych, oczywiście moim zdaniem, gier zaraz po zapoznaniu się z regułami. To co teraz napiszę może zabrzmieć trochę nieskromnie, ale kiedy w zeszłym roku wydawnictwo HABA prezentowało nam zasady do Karuby, od razu wiedziałem, że będzie ona hitem. I co? W momencie pisania tego tekstu jest ona jednym z kandydatów do tegorocznych Spiel des Jahres. Po prostu już w tamtym momencie wiedziałem, że jest to dobra gra, że spodoba się wielu osobom, choć sama nie jest wystarczająco „ciężka”, żeby w 100% zadowolić moje gusta. Jednak bardzo ją doceniam i naprawdę mnie ona fascynuje. Ile partii w nią zagrałem? Kilkanaście. Opinię miałem wyrobioną po kilku. Czy poznałem jej wszystkie „smaczki”? Większość zapewne tak, ale nie rozbierałem gry (tej i żadnej innej) na czynniki pierwsze. To ile razy należy zagrać w grę, aby podzielić się z Wami opinią o niej w formie, o której wspominałem powyżej? Tyle razy, ile trzeba.

Inni recenzenci napisali więcej na temat tego tytułu, a Wasza recenzja jest na odczep”
Tak się składa, że wszyscy jesteśmy różni na tym świecie. Każdy z nas zwraca uwagę na coś innego. Jeżeli inni recenzenci widzą „głębię zasad” gdzieś, gdzie według mnie jej nie ma, bo mają, jak najbardziej do tego prawo. Również nie będę miał pretensji, jeśli ktoś w ładny sposób uargumentuje, że ja nie mam racji. Jednak w tym momencie wracamy do tego, że żyjemy, póki co, w świecie, gdzie każdy ma prawo do własnych opinii. Dla niektórych Świat Dysku: Ankh-Morpork i Neuroshima Hex! to ukochane gry, a dla mnie są one po prostu nudne. Każdy ma prawo do swojego zdania.
Co do samego stwierdzenia „na odczep”. Wiele naszych pierwszych recenzji można uznać, za teksty napisane byle jak. Spójrzmy nawet na wspomnianą recenzję Roju... Wiadomo, że dopiero się rozkręcaliśmy.  Jeżeli teraz pojawia się krótki tekst, który nie zawiera jakieś głębokiej analizy, to po prostu omawiany tytuł nie ma nic więcej do zaoferowania, niż to, co zostało opisane. Według mnie, jest to logiczna konkluzja.

Jak nie trudno się domyślić, tytuły dwóch ostatnich „rozdziałów” nawiązują do dwóch największych zarzutów wydawcy co do jednego z naszych tekstów.

Nasza rzetelność i obiektywizm, a gry dla dzieci oraz rodzin
Nasi wierni czytelnicy wiedzą, że raczej preferujemy gry złożone. Czasami od wydawcy do naszego domu trafiają, gry dla najmłodszych lub niekoniecznie dla hardcore’owych graczy. Jeżeli na przykład opisuję, tudzież recenzuję, taki tytuł, to logiczne jest, że muszę starać się ocenić go z perspektywy odbiorcy. Oczywiście nie zawsze się to udaje. Jeżeli ma on jakieś „smaczki” dla hardcore’owców i są one widoczne po kilku partiach, to z całą pewnością będą one wspomniane w recenzji, a co więcej spowoduje to chęć szukania dalszej „głębi” w danym tytule, czyli rozegranie kolejnych partii. Bardzo dobrym tego przykładem jest tekst o Via Nebula – jest to gra kierowana dla rodzin, ale zatwardziali gracze też będą dobrze się przy niej bawić. Ze wspomnianą wcześniej Karubą jest podobnie. Problem pojawia się w momencie, gdy taka gra nie oferuje dla nas nic specjalnego. Wówczas nasz tekst zaczyna zawierać stwierdzenia w stylu „powinna się spodobać…”, „jest ona stworzona dla…”, „nada się ona jako tytuł wprowadzający do…” lub „przed zakupem, lepiej w nią zagrać…”, gdyż tak jak mówiłem, recenzujemy dany tytuł z perspektywy odbiorcy. Niemniej właśnie przez te sformułowania staramy się uwypuklić to, że gra niekoniecznie trafiła do naszego gustu. Sama recenzja przyjmuje wówczas formę troszeczkę neutralną. Dobrym przykładem jest tekst o Upon a Fable. Czy to stawianie się w roli odbiorcy sprawia, że jestem mniej obiektywny wobec takiego „lekkiego” tytułu? Nie wydaje mi się.

Zła interpretacja zasad
O ile mnie wydaje się, nie zdarzyło nam się opisać gry w momencie, jeśli źle zinterpretowaliśmy jej zasady. Tu przychodzi mi na myśl sytuacja, kiedy to zaprzyjaźniona strona (Planszówki we dwoje), coś pokręciła z zasadami rozgrywki czteroosobowej w Domek. O ile nie mylę się wprowadzili do niej zasadę odrzucania kart z planszy, tak jak w grze dwu i trzyosobowej. Tytuł został zrecenzowany w oparciu o tę pomyłkę. Każdy może się pomylić. Czy to świadczy o nierzetelności Wiktora i Kasi, jako recenzentów? Trzeba na to spojrzeć z dwóch stron. Moim zdaniem, czyli z perspektywy recenzenta, troszeczkę nierzetelne jest granie, według złych zasad, a następnie napisanie o tym tekstu. Minimalnie wypacza to odbiór samego produktu przez recenzenta. Choć w tym wypadku spowodowało to bardziej pozytywną reakcję na rozgrywkę czteroosobową, a nie wpłynęło bardzo na wcześniej wyrobione zdanie o Domku przez Planszówki we dwoje. Jednak, jak już wspomniałem - każdemu zdarzają się błędy. Zwłaszcza recenzentom, którzy dokładnie prezentują rozgrywkę (np. Rahdo rzadko kiedy nie zrobi błędu prezentując rozgrywkę). Patrząc z drugiej strony, pomimo tego, że nastąpiła ta pomyłka i minimalnie wpłynęła ona na odbiór gry, to sama recenzja była dobrze napisana, a co za tym idzie rzetelna, tak jak wszystkie inne na Planszówkach we dwoje. W związku z tym jest to temat dość śliski i być może wymagający szerszego rozwinięcia.

Strzał w stopę?
Cały czas zastanawiam się, czy tekst ten nie jest poniekąd strzałem w stopę. Czy przez niego, niektórzy z Was stwierdzą, że nasze recenzje w zasadzie są niepotrzebne, gdyż są nierzetelne lub nieobiektywne. Wiele razy to powtarzałem, że prowadzę stronę dla własnej satysfakcji. Pisanie o grach i o rzeczach z nimi związanych sprawia mi po prostu przyjemność. Jeżeli komuś nasze teksty pomogą w wyborze gry, to bardzo dobrze. Jeżeli czytanie ich sprawia Wam przyjemność, to bardzo cieszę się z tego powodu. Jednak pamiętajcie, że nie jesteśmy ostateczną wyrocznią co do gier planszowych. Mamy swoje gusta, które bez wątpienia wpływają na odbiór przez nas danego tytułu. W związku z tym stwierdzenie „przed zakupem, najlepiej w nią zagrać…” zalecam stosować do wszystkich opisywanych przez nas gier. Oczywiście, o ile są one dostępne w lokalnym sklepie, ale to już inna historia… ;-)

Tomasz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz