Tytuł: Secrets of the Lost Tomb
Wydawca: Everything Epic Games
Rok wydania: 2015
Liczba graczy: 1-6
Czas gry: 30-??? minut
Język: angielski
Dziś zaprezentuję Wam w pełni kooperacyjną grę o tytule Secrets of the Lost Tomb. The cooperative pulp action adventure boardgame. Za jej wydanie, a w zasadzie za kampanię na Kickstarterze, odpowiedzialne jest wydawnictwo Everything Epic Games. Przedstawię Wam fabułę, zarysuję rozgrywkę i na koniec dokładnie przeanalizuję kilka aspektów tej gry. Zaczynamy.
Tajemniczy grobowiec
Co sto trzynaście lat na niebie pojawia się trójogonowa kometa. W tym samym czasie, gdzieś na Atlantyku, w środku trójkąta bermudzkiego, materializuje się magiczny grobowiec. W nim ukryte są niezliczone zaginione światy: El Dorado, Atlantyda, Walhalla, R’lyeh… Organizacja Eternal Order of Perseus strzeże świat przed jego sekretami oraz złem, które również zamieszkuje ten grobowiec. Gracze wcielają w agentów tego stowarzyszenia i wspólnie będą próbować wypełnić wszelkiego rodzaju misje.
Zarys rozgrywki
Nie będę Was zanudzał szczegółami odnośnie zasad, gdyż te są podobne do tych, które znajdziemy w grach arkhamohorropodobnych. Wspomnę tylko o kilku ciekawszych rozwiązaniach.
Na początku wybieramy scenariusz i bohaterów, następnie otrzymujemy początkowy sprzęt i kompanów. Nasze postaci mają oczywiście życie i statystyki, które potrzebne są do różnego rodzaju testów. Testy wykonujemy poprzez rzuty kośćmi i sukcesy uzyskujemy na 5 i 6. Co ciekawe w SotLT rzucamy K12stkami, które mają po dwie ścianki z cyframi od 1 do 6.
Runda gry podzielona jest na dwie fazy: bohaterów i grobowca.
W pierwszej oczywiście działają nasze postaci. Każdy z uczestników wykonuje jedną akcję i kolejka przebiega wokół stołu. Możemy się poruszyć, eksplorować grobowiec (wówczas odkrywamy nowe pomieszczenia i mamy różnego rodzaju przygody lub spotykamy stwory), handlować między sobą, przeszukiwać pomieszczenie, odpoczywać i walczyć. Walka jest według mnie ciekawie rozwiązana, gdyż wykonujemy jeden rzut i to on określa (poprzez porównanie liczby sukcesów i odpowiednich statystyk), czy udało nam się zranić stwora, czy kreatura nas poturbowała. Niby jest to podobne do Eldrtich Horror, ale z początku ciężko było mi się na to przestawić. Zwłaszcza, że ostatnio sporo grałem w gry, gdzie trzeba najpierw trafić, potem zranić, a potem stwór nam oddaje… Istotnym czynnikiem jest również pasek odwagi. Jest to swojego rodzaju morale danego bohatera i w zależności od jego poziomu, możemy otrzymać jakieś bonusy lub kary do statystyk/rzutów.
W drugiej fazie „działa” grobowiec. Ciągnie się specjalną kartę i według odpowiedniej kolejności wprowadza się jej efekty. Teraz również ruszają się i pojawiają stwory oraz przesuwany jest nasz licznik czasu, który pozostał nam do zrealizowania danego scenariusza.
Jak wcześniej wspomniałem, nie chcę wnikać w szczegóły rozgrywki, gdyż naprawdę jest ona bardzo podobna choćby do wspomnianego Eldritch Horror lub jakiś gier typu dungeon crawl.
Klimat – czasami kuriozalny
Z całą pewnością nie jest to typowy horror, do którego przyzwyczailiśmy się w grach osadzonych w klimatach Lovecrafta (chociaż stwory z jego uniwersum, jak najbardziej występują w grze). Tematyka osadzona jest raczej w klimatach Indiany Jonesa, czy też Magazynu 13 lub Bibliotekarzy. Niektóre karty posiadają „jajcarskie” podpisy, a sama organizacja Eternal Order of Perseus (EOP), również przypomina stowarzyszenia ze wspomnianych seriali.
Fabuła jest oczywiście bardzo wyczuwalna i dość zarysowana. Każda postać ma długą historię, opisującą w jaki sposób znalazła się w EOPie. Fabuła niektórych scenariuszy traktuje nas, jako „nowych” w niej szeregach, co jest dość komiczne. Wyobrażam sobie to tak:
– Świat się kończy! Musimy to powstrzymać!
– Okej, wyślijmy tam „nowych”!
Takich irracjonalnych smaczków jest w fabule więcej. Momentami niekoniecznie zazębia się to również z mechanizmami gry. Wchodzimy do jakiegoś pomieszczenia, jest tam dziura z lawą, ciągniemy jakąś przygodę, a tam się okazuje, że stoimy w pomieszczeniu z sadzawką z zieloną wodą… Inny przykład: w jednym scenariuszu mamy uzdrowić ludzi pozamienianych w zwierzęta lub zwierzopodobne stworzenia. Jednak tak naprawdę to losowo dociągamy kreatury z talii i te bestie w rzeczywistości są zombie, golemami i czymkolwiek, co się napatoczy.
Przez to, że ma to być, jak sam podtytuł wskazuje, „pulp action adventure boardgame”, to przymykam oko na te niedociągnięcia. W SotLT gra się przyjemnie, a same fabularne opisy czyta się z zaciekawieniem. Natomiast te kuriozalne czasami sytuacje bardzo zabawnie wizualizuje się w naszej głowie.
Losowość – trzeba się jej spodziewać
W tej kwestii nie powiem nic odkrywczego. Będziemy mieli dobre rzuty i ułożenie kafelek grobowca oraz kart będzie nam sprzyjać, to będzie nam pozytywnie mijała grana przygodna. Jednak pomimo tego, że w zasadzie większość rzeczy zależy od kostek, to w trakcie gry w SotLT mamy do podjęcia istotne decyzje. Głównie sprowadzają się one z dobrym wykorzystaniem naszego ekwipunku i zdolności specjalnych oraz odpowiednim pozycjonowaniem się, w stosunku do nadciągających stworów. W związku z tym nie jest to zupełnie bezmyślne chodzenie i rzucanie kostkami.
Błędy w grze – jest ich wiele…
Tu niestety gra leży na całej długości. Oczywiście spodziewałem się pewnych niedopowiedzeń i byłbym w szoku, gdyby takich nie było. Pierwsze dwie gry przebiegły dość swobodnie, jeśli chodzi o spójność zasad. Z całą pewnością pomógł FAQ, który można pobrać z BGG. Jednak kolejne gry bardzo uwidoczniły niedociągnięcia w regułach oraz wszelkiego rodzaju błędy na kartach, które „zostaną poprawione w przyszłej edycji gry”, jak napisał jeden z autorów. Niestety podejście twórców również jest dość specyficzne. Odpowiedzi na niektóre problemy z zasadami, stwarzają więcej niedomówień lub zaprzeczają czemuś wcześniej ustalonemu. Co więcej, przeglądając forum BGG, czasem natrafialiśmy na reakcję w stylu „a w zasadzie, to grajcie, jak chcecie”. Ja rozumiem, że SotLT ma być grą lekką, wesołą i niezobowiązującą. Niemniej uważam, że po to tworzy się zasady, aby według nich grać. Nie rozumiem również, że niektóre dość istotne rzeczy, nie wyszły podczas testów. Z drugiej strony można argumentować, że gra jest otwarta i pozostawia wiele dla twórczości graczy. Jednak jakoś tu te „wolne przestrzenie” w regułach były raczej uciążliwe, niż w podobnych grach, z którymi miałem do czynienia, jak na przykład Shadows of Brimstone, Eldritch Horror, czy ostatnio Warhammer Quest: Silver Tower. Oczywiście same podstawowe zasady zawarte w instrukcji do SotLT są całkiem spójne. Kolizje pojawiają się dopiero, gdy dorzucimy do tego zasady scenariusza, zdolności specjalne i przedmioty. Można powiedzieć, że podobnie, jak w przypadku losowości – nie powiedziałem nic odkrywczego.
Z tego, co również dowiedziałem się na BGG, kilka problemów stwarza fakt poprzekładania komponentów. Bałagan ten wynika z faktu, że Everything Epic Games przed wypuszczeniem gry na rynek, zdecydowało się przepakować i pomieszać niektóre rzeczy z dodatkami. Następnie wszystko nie zostało poprawnie przerobione w instrukcji i scenariuszach. W jednym z nich potrzebujemy stwora, który ma być dopiero w jakimś dodatku, natomiast jeden kompan ma dawać nam granat, który też jest w jakimś rozszerzeniu. O, takie dwa przykłady tego bałaganu.
Wykonanie – czasami za minimalistyczne, ale solidne
„Sercem SotLT są rzuty kośćmi” – takie zdanie znajdziemy w instrukcji. Jak już wcześniej wspomniałem są to K12stki, które są w rzeczywistości K6stkami. Mamy ich w pudełku osiem sztuk. Wszystko fajnie, gdyby nie fakt, że pierwszy test, który miałem wykonać w grze wymagał ponad dziesięciu kostek. W kolejnych rozgrywkach dochodziło do sytuacji, że było ich potrzebnych około trzydziestu, bo takie dobre postaci udało nam się stworzyć. Skoro „sercem są kostki”, to powinno być dołączone wiaderko z nimi! Być może podniosłoby to cenę gry… To po co tworzyć „oryginalne” K12stki, skoro można by je zastąpić zwykłymi K6stkami? Jasne, że to nowatorski pomysł, fajnie nimi porzucać i ładnie się turlają, ale ja postawiłbym na funkcjonalność.
Inne elementy gry również nie są jakieś rewelacyjnej jakości. Przede wszystkim niektóre żetony są bardzo malusie. Czcionka na nich i w zasadzie na wszystkich komponentach jest bardzo mała i czasami zupełnie nieczytelna. Niemniej pomimo tego, bardzo łatwo się do tego przyzwyczaić i w zasadzie nie sprawia to z czasem większych problemów. O ile ma się dość dobry wzrok…
Nasza wersja gry nie ma figurek. Wiem, że w jakiś sposób można je dokupić lub były one częścią kampanii na Kickstarterze. Dla niektórych będzie to plus, dla innych minus. W tej kwestii powiem tyle, że bardzo oldschoolowo wyglądają karty stworów w plastikowych podstawkach, poruszające się po planszy.
Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to mnie raczej nie przypadły do gustu rysunki postaci. Są one za bardzo komputerowe i przypominają mi… The Sims (taka gra komputerowa). Stwory są w porządku – jedne lepsze, drugie gorsze, a trzecie śmieszne. Podobają mi się natomiast rysunki na kafelkach grobowca. Ładnie odwzorowują to, co ma się na nich znajdować.
Złożoność i czas rozgrywki – dość prosto i płynnie
SotLT uważam za grę stosunkowo prostą, pod warunkiem, że jedna osoba w miarę dobrze ureguluje zasady i wcieli się w swego rodzaju mistrza gry, który opisuje fabułę itd. Oczywiście tu również nie odkrywam Ameryki, gdyż tyczy się to wszystkich gier kooperacyjnych.
Długość samej rozgrywki zależy od wybranego scenariusza i od naszego szczęścia/pecha w rzutach i doborze kart oraz kafelków grobowca. Z całą pewnością ona nie dłuży się, choć mieliśmy sytuacje, że musieliśmy czekać kilka tur na bossa, a w międzyczasie nie było za bardzo co do roboty. Jedna przygoda w SotLT to około 120 minut zabawy.
Kilka słów końcowych
Dla mnie Secrets of the Lost Tomb, to gra typu dungeon crawl (przecież odkrywamy kryptę i walczymy ze stworami) z elementami przygodowymi, przypominającymi Eldritch Horror. Gdzieś przeczytałem, że tytuł ten to w zasadzie połączenie Arkham Horror i Betrayal at the House on the Hill. Nie potrafię się do tego odnieść, gdyż nie grałem w ten drugi tytuł. Jeżeli lubicie którykolwiek ze wspomnianych tytułów, które padły w tym tekście, to Secrets of the Lost Tomb powinna się Wam spodobać, tak jak mnie. Tak, zgadza się. Pomimo tego całego narzekania, bardzo dobrze grało mi się w ten tytuł i mogę go polecić cierpliwym miłośnikom gatunku.
Tomasz
Ocena zbiorcza według
naszej zawiłej skali:
I.
|
Klimat
|
6/6
|
II.
|
Losowość
|
4/6
|
III.
|
Błędy w grze
|
2/6
|
IV.
|
Złożoność
|
5/6
|
V.
|
Interakcja
|
6/6
|
VI.
|
Wykonanie
|
4/6
|
VII.
|
Cena
|
3/6
|
VIII.
|
Czas rozgrywki w dwie osoby
|
6/6
|
IX
|
Skalowanie na dwóch graczy
|
5/6
|
Tekst pierwotnie ukazał się w serwisie Board Times. „Plusy i minusy” i ocena gry
znajduje się TUTAJ.
Link prowadzi do innej gry.
OdpowiedzUsuńPoprawione. Dzięki!
Usuń