Wydawca:
Games Workshop
Rok
wydania: 2016
Liczba
graczy: 2-4 (w zasadzie można grać samemu)
Czas
rozgrywki: zależy od scenariusza i losowości – przeważnie ok.
120 minut
Język:
angielski
Ach...
Warhammer Fantasy... Lata młodości, nocne sesje RPG, malowanie
figurek, turnieje gier bitewnych... Po latach przyszła praca
zawodowa, zderzenie z rzeczywistością, a w dodatku w zeszłym roku
Games Workshop zniszczyło całe uniwersum Warhammera Fantasy, na
rzecz czegoś nazwanego Age of Sigmar. Pomimo tego postanowiłem
kupić Warhammer Quest: Silver Tower. Co mną kierowało, dowiecie
się w podsumowaniu.
W
tej grze planszowej wcielamy się w grupę bohaterów z tego nowego
świata, którzy z różnych powodów, czasem nawet dla nich samych
nieznanych, trafili do ciągle zmieniającej się Srebrnej Wieży. W
niej czarnoksiężnik Tzeentcha przygotował dla nich dziewięć
prób. Kiedy je wszystkie wykonają, to odzyskają pamięć, zdobędą
sławę i bogactwo lub uzyskają łaskę Pana Zmian... Po prostu
spełnią to, po co do niej przybyli. Pewne jest to, że muszą
zignorować różnice ich dzielące i współpracować ze sobą, aby
osiągnąć swój cel. Tak przedstawia się fabuła Warhammer Quest:
Silver Tower. W tekście tym poznacie moje zdanie na jej temat.
Solidne
figurki, dobre komponenty, mało rysunków i dziury w zasadach
W
pudełku oczywiście, czy też przede wszystkim, znajdziemy figurki w
wypraskach. Trzeba poświęcić trochę czasu na ich poprawne
złożenie. Są one bardzo ładne i spełniają wysokie standardy, do
których przyzwyczaiło mnie Games Workshop. Nie ma tu żadnego
zaskoczenia.
Elementy
tekturowe, czyli żetony i płytki komnat są całkiem solidnie
wykonane. Jakość kart jest w zasadzie dość standardowa i nie
można się do niej przyczepić. Jeżeli chodzi o oprawę graficzną,
to jest jej troszeczkę za mało. Rysunki są dość przeciętne
(widziałem lepsze w army bookach i codexach), a wstawianie zdjęć
figurek zamiast grafik uważam po prostu za leniwe. Na spory plus
zasługuje adventure book, który zawiera wszystkie klimatyczne opisy
fabularne. Jednak w nim też jest bardzo mało rysunków.
Za
największy minus uważam brak osobnych kart stworów. Żeby
sprawdzać ich działanie to musimy trzymać w ręce główną
instrukcję do gry, gdzie znajdują się ich zasady. Jest to dość
irytujące. Wystarczyłoby wydać ich zasady na osobnych kartach, jak
postaci. Bardzo usprawniłoby to rozgrywkę.
Same
zasady są bardzo prosto i dosłownie łopatologicznie opisane w
podręczniku głównym. Niestety nie zawierają one żadnych
przykładów. Co więcej, w czasie gry następuje wiele kolizji,
jeśli chodzi o zasady. Sam trzon gry jest dość stabilny, ale
gdy dorzucimy do tego
zasady specjalne komnat, stworów, bohaterów, przedmiotów i samego
scenariusza, to nie trzeba długo czekać, aby coś poszło nie
tak...
Zarys
rozgrywki
Silver
Tower pozwala nam na rozegranie dziewięciu scenariuszy. Na początku
wybieramy sobie postaci i ustawiamy je w komnacie wejściowej. Nasi
bohaterowie mają kilka różnych ataków (określają one rzut na
trafienie i liczbę obrażeń), statystyki (ruch, rzut obronny –
save, zręczność), umiejętności, słowa kluczowe oraz specjalną
zdolność mówiącą, kiedy otrzymują dodatkowe punkty sławy.
Następnie
wybieramy scenariusz i odpowiednio przygotowujemy talię kart, które
to określają jakie komnaty będą w danej przygodzie. Celem graczy
jest zazwyczaj odnalezienie jednej konkretnej z nich i tam wykonanie
jakiś specyficznych akcji – nie zawsze będzie to zwykła walka z
bossem.
Runda
gry podzielona jest na kilka faz:
1.
W Fazie Przeznaczenia ustalamy wspólną pulę kostek graczy. Robimy
to poprzez rzut pięcioma kośćmi. Wszelkie dublety powodują coś
złego (losowe zdarzenie lub jakieś uprzykrzenia dla herosów) i są
odrzucane. Reszta pozostaje do wykorzystania przez bohaterów.
Ciekawie pomyślane jest to, że jeden gracz nie może ich wszystkich
zużyć w swojej turze. Po każdym użyciu kostki z tej wspólnej
puli, „blokowana” jest kolejna, która ma najwięcej oczek. Przez
to gracz maksymalnie może użyć dwie takie kostki.
2.
W Fazie Bohaterów działają herosi. Na początku tury każdego z
nich rzucają swoimi kośćmi. Bazowo każdy ma ich cztery, a ich
liczba jest zmniejszana za posiadane rany – nasze kostki akcji, to
nasze zdrowie. Liczba oczek, które wyrzucimy jest ważna, gdyż
określa, które z naszych akcji możemy wykonać. W związku z tym
ruszamy się, odkrywamy kolejne komnaty, atakujemy przeciwników,
leczymy rany, korzystamy ze zdolności itp. Kiedy zabijemy
przeciwnika, to otrzymujemy punkty sławy. Zaznacza się to na
specjalnym kole. Kiedy nasz znacznik powróci do pozycji startowej,
to otrzymujemy karty z umiejętnościami.
3.
Faza stworów może przyjąć dwa obroty. Jeżeli nie ma już ich na
planszy, to następuje odpoczynek, w którym możemy uleczyć rany,
znaleźć przedmioty lub wpaść w zasadzkę. Jednak jeśli
przeciwnicy są na planszy, to aktywuje się cała grupa – rodzaj.
Kieruje nimi jeden z graczy. Rzuca on kostką, patrzy w stosowną
tabelkę i wykonuje polecenia w niej zawarte, czyli określa w jaki
sposób zachowuje się dana grupa przeciwników. Również on ustala
kogo atakują. Gdy wszystkie stwory zostaną aktywowane, to ich faza
się kończy.
4.
W Fazie Końca Rundy przede wszystkim znikają niektóre
pomieszczenia. Zasady określają, o które z nich konkretnie chodzi.
Jest to bardzo ciekawy mechanizm, który sprawia, że Silver Tower
zajmuje rozsądną ilość miejsca na stole.
Kiedy
już wykonamy te wszystkie fazy, to zaczyna się kolejna runda. Gramy
tak długo, aż uda nam się przejść dany scenariusz (znaleźć
odpowiednią komnatę i coś w niej zrobić) lub wszyscy bohaterowie
zginą.
Jak
zawsze chce zaznaczyć, że celem mojego opisu rozgrywki nie jest
wyszczególnienie wszystkich zasad, a jedynie zarysowanie ich.
Gdyby
nie figurki...
Najlepsze,
co znajdziecie w Silver Tower, to oczywiście figurki wyprodukowane
przez Games Workshop. Muszę przyznać, że gdyby nie one, to nie
jestem pewien, czy udałoby mi się namówić Sylwię na zakup tej
gry.
Jeżeli chodzi o samą Silver Tower, to jest ona klimatyczna i można się wciągnąć w rolę bohaterów z amnezją zwiedzających ciągle zmieniającą się wieżę. Chociaż przez pewną monotonię, o której zaraz powiem ciut więcej, stopniowo zabija całą fabułę. Co do archetypów naszych herosów, to cóż... Nie za bardzo przemawia do mnie cały klimat Age of Sigmar. W związku z tym zacząłem go zmieniać na Stary Świat. Nie będę tutaj tego opisywać, gdyż nie jest to miejsce na to. Zainteresowani mogą przejść do tej strony – click.
Jeżeli chodzi o samą Silver Tower, to jest ona klimatyczna i można się wciągnąć w rolę bohaterów z amnezją zwiedzających ciągle zmieniającą się wieżę. Chociaż przez pewną monotonię, o której zaraz powiem ciut więcej, stopniowo zabija całą fabułę. Co do archetypów naszych herosów, to cóż... Nie za bardzo przemawia do mnie cały klimat Age of Sigmar. W związku z tym zacząłem go zmieniać na Stary Świat. Nie będę tutaj tego opisywać, gdyż nie jest to miejsce na to. Zainteresowani mogą przejść do tej strony – click.
Losowość
w tym tytule występuje na każdym kroku. Przede wszystkim wpływają
na nią rzuty kośćmi. To akurat żadna nowość w grze przygodowej,
typu dungeon crawl. Jednak pomimo tej losowości gra nie jest trudna.
Nawet z kiepskimi rzutami uda nam się przejść daną przygodę. Po
prostu zajmie nam to trochę dłużej.
Co
więcej, sama gra nie stawia nas przed jakimiś istotnymi decyzjami.
Jedną z nich mogłaby być kolejność aktywacji bohaterów. Gra
zezwala na „przeczekanie” tury danego herosa, aby kolejny mógł
wykonać swoją. Może to mieć istotne znaczenie w przypadku użycia
kostek ze wspólnej puli. Tak to wygląda w teorii. W praktyce, na
wszystkie nasze przygody, może z kilka razy to wykorzystywaliśmy.
Niemniej zazwyczaj nie było takiej potrzeby i wykonywaliśmy tury
bohaterów zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
Kolejne
pole do popisu, to poruszanie i atakowanie przeciwnikami. Kontroluje
je jeden z graczy i on decyduje kogo zaatakują i gdzie pójdą
(oczywiście w granicach określonych przez ich rzut na zachowanie).
Tu zazwyczaj graliśmy tak, również bez większego zastanawiania,
aby było najgorzej dla nas lub po prostu, żeby równa liczba
stworów atakowała herosów. Tylko w jakiś krytycznych sytuacjach,
a tych naprawdę nie jest wiele, gracz kierujący stworami wysyłał
je na jakiś bardziej odpornych bohaterów. Nawet śmierć herosa w
naszych rozgrywkach zazwyczaj następowała „przez przypadek”. Po
prostu mieliśmy serię złych rzutów obronnych. Konkluzja jest
taka, że gra jest po prostu łatwa – przynajmniej dla nas.
Podstawowe
zasady są bardzo prosto i przejrzyściej napisane. Naprawdę nie ma
problemów z ich zrozumieniem. Jednak ich kolizje następują w
scenariuszach, regułach dotyczących pomieszczeń, umiejętności i
zachowaniu niektórych stworów itp. Jeżeli na jakąś taką
„dziurę” natrafialiśmy, a z czasem pojawiało ich się coraz
więcej, to po prostu staraliśmy się grać tak, aby było jak
najgorzej dla nas. Tu znów powracamy do tego, że gra jest prosta.
Sercem
gry jest chodzenie z komnaty do komnaty i zabijanie stworów. Od
czasu do czasu trafimy tylko na jakieś urozmaicenie tego procederu.
Dana komnata będzie jakoś wpływała na zasady lub żeby przejść
dalej, będziemy musieli coś poprzesuwać po planszy (oczywiście
korzystając z kości akcji). Jednak w gruncie rzeczy jest to gra o
zabijaniu stworów i to czasami staje się monotonne. Idziemy tu, o
znowu horrory... Idziemy tam, o znowu akolici. Momentami, na całe
szczęście, wytchnienie od tego dają losowe wydarzenia. Tam
znajdują się różne klimatyczne sytuacje, a nawet elementy
zręcznościowe! Nie chcę psuć Wam zabawy i zdradzać szczegółów
tych zdarzeń, więc musicie sami je odkryć. Jednak sam fakt ich
istnienia jest sporym pozytywem.
Gra generalnie jest bardzo regrywalna. Mamy zawsze losowy układ labiryntu, nasze postaci dostają różne skille w trakcie rozwoju oraz pojawienie się stworów definiuje rzut kością. Jednak muszę przyznać, że gdy raz przeszedłem wszystkie scenariusze, to minie trochę czasu, abym chciał ponownie stanąć naprzeciw temu wyzwaniu. Tę kwestię akurat trochę jeszcze urozmaica fakt, że możemy sobie chodzi po Srebrej Wieży różnymi postaciami.
Gra generalnie jest bardzo regrywalna. Mamy zawsze losowy układ labiryntu, nasze postaci dostają różne skille w trakcie rozwoju oraz pojawienie się stworów definiuje rzut kością. Jednak muszę przyznać, że gdy raz przeszedłem wszystkie scenariusze, to minie trochę czasu, abym chciał ponownie stanąć naprzeciw temu wyzwaniu. Tę kwestię akurat trochę jeszcze urozmaica fakt, że możemy sobie chodzi po Srebrej Wieży różnymi postaciami.
…i
trochę ciekawostek ...
Jeżeli
miałbym wskazać największy plus, jeśli chodzi o mechanizmy w tej
grze, to jest to oczywiście zarządzanie naszymi kostkami akcji.
Przypomina on troszeczkę to, co mamy w Claustrophobii. Również
bardzo interesująco został zaprojektowany mechanizm, który
poniekąd zabrania zużycie wszystkich kości ze wspólnej puli przez
jednego gracza. Mówię tu o blokowaniu kolejnej kostki, która ma
największą liczbę oczek. Jedyne moje zastrzeżenie do niego, to
zasada mówiąca o tym, że rzucamy naszymi kostkami dopiero na
początku tury indywidualnego gracza. W związku z tym nie możemy
nic wspólnie zaplanować, bo w zasadzie nie wiemy, kto jakie wyniki
na kostkach będzie miał dostępne. Z drugiej strony jednak
zmniejsza to możliwość pojawienia się „gracza alfa”,
mówiącego wszystkim, co ma zrobić. Z trzeciej strony natomiast
sprawia to, że każdy z uczestników może grać troszeczkę
samolubnie, a to nie jest ideą gier kooperacyjnych.
Trzeba
też przyznać, że przyzwoicie rozwiązany jest temat sztucznej
inteligencji stworów nas atakujących. Co prawda rzut kostką na ich
zachowanie i sprawdzenie wyniku w tabelce może wydawać się
oldschoolowe, to jednak sprawia, że nigdy do końca nie wiemy, co
nasi przeciwnicy zrobią. Szkoda tylko, że nie mają oni stworzonych
osobnych kart i trzeba wertować ich zasady w podręczniku, co jest
uciążliwe, ale o tym już wspominałem.
Jeżeli
chodzi o rozwój postaci, to jest on według mnie ciekawie
rozwiązany, poprzez losowanie kart z nowymi skillami. Bardzo dobrze
wpisuje się on w fabułę, która mówi nam, że bohaterowie
trafiający do Srebrnej Wieży mają po prostu amnezję. Jest on
oczywiście losowy i czasem pociągniemy zupełnie dwie niepotrzebne
karty, ale czasem zdarzy się, że powstanie interesujące combo z
naszymi już posiadanymi umiejętnościami. Dzięki tak rozwiązanemu
rozwojowi herosów, Games Workshop uniknęło tworzenia drzewek
rozwoju dla każdej z postaci. Zupełnie mi to nie przeszkadza.
Jest
jeszcze jeden, raczej dość nietypowy plus. Mianowicie gra zajmuje
bardzo mało miejsca na stole. Dzięki sprytnemu mechanizmowi
znikających komnat, Silver Tower spokojnie zmieścimy na przeciętnym
stole. To niestety nie tyczy się wszystkich gier typu dungeon crawl,
które wymagają sporej ilości miejsca.
… i
zmian przeze mnie wprowadzanych ...
W
momencie, kiedy już wiedziałem, iż kupimy tę grę, to byłem
pewien, że przerobię ją na własne potrzeby. Ciekawskich
ponownie odsyłam tutaj – click. Gdyby nie to oraz bardzo ładne
Tzeentchowe figurki i klimat pokręconej wieży, to jest bardzo
wątpliwe to, że nabyłbym Silver Tower dla samych mechanizmów. W
dodatku gra okazała się bardzo prosta. Przyznam jednak, że nie
żałuję wydanych pieniędzy na te ładne modele, a jeśli przy
okazji otrzymam grę, która pozwoli mi nostalgicznie powrócić, po
przeróbkach, do Starego Świata, to jest to po prostu bonus.
… to
byłoby przeciętnie
Podsumowując,
to samą grę (bez moich modyfikacji) uważam za przeciętną. Z całą
pewnością grałem w lepsze, bardziej wymagające i ciekawsze
dungeon crawle lub im podobne gry przygodowe. Zasady są banalne, co powinno
spodobać się osobom, które nie miały styczności z tego typu
grami. Sądzę, że tacy odbiorcy będą zadowoleni. Dla mnie, z braku
lepszego określenia, jest to gra „do piwka” - rozłożę na
dowolnym stole, pozabijam stworki, nie przemęczę mózgu i szybko
złożę. Po prostu jest ona łatwa i przyjemna. W związku z tym jeśli bardzo lubicie dungeon crawle, to
radzę się dobrze zastanowić przed zakupem Silver Tower. Natomiast
jeśli jesteście nowi w tym temacie, to możecie śmiało kupować.
Według mnie będzie ona stanowić dobry wstęp do gatunku.
Tomasz
Ocena zbiorcza według
naszej zawiłej skali:
I.
|
Klimat
|
5/6
|
II.
|
Losowość
|
2/6
|
III.
|
Błędy w grze
|
3/6
|
IV.
|
Złożoność
|
6/6
|
V.
|
Interakcja
|
6/6
|
VI.
|
Wykonanie
|
6/6
|
VII.
|
Cena
|
6/6
|
VIII.
|
Czas rozgrywki w dwie osoby
|
5/6
|
IX
|
Skalowanie na dwóch graczy
|
4/6
|
Końcowa nota: 4.77/6
PS.
Kwestia podobieństwa do Age of Sigmar
Nie
grałem i nawet nie zapoznawałem się z zasadami nowego tworu GW,
jakim jest Age of Sigmar. W sieci znalazłem informacje, że Silver
Tower czerpie wiele podobieństw z niego. Nawet można zamiennie
używać figurki w obu systemach. Jeżeli to prawda, iż oba te
produkty są do siebie tak podobne, to oświadczam, że nie mam
zamiaru zaprzątać sobie głowy Age of Sigmar. Jeżeli celem WQ:
Silver Tower miało być również ściągniecie większej liczby
graczy do AoS, to na mnie podziałało to wręcz odwrotnie. Ech,
stare dobre czasy piątej, szóstej i siódmej edycji WFB... :-)
Do dzisiaj mam piękne wydanie podstawki do WHQ ;>
OdpowiedzUsuńW takim razie jakie dungeon crawle polecasz? Nie jestem początkującym graczem, bo gram od kilku lat a moja kolekcja stałe rośnie, ale z tego gatunku nie mam nic. Tak na marginesie dodam, że dwa razy w życiu grałem w Claustrophobie i o ile klimat był niezły to mechanika z przyporzadkowywaniem kostek to była dla mnie porażka, więc jeśli w ST jest podobnie to już się boje.
OdpowiedzUsuńNie znajdziesz Dungeon Crawla bez losowości. Można powiedzieć, że jest to charakterystyczny element tego gatunku gier. Akurat Claustrophobia należy do gier mniej losowych z tego typu, więc naprawdę nie wiem, co Ciebie zadowoli.
UsuńRozumiem i dziękuje za odpowiedź :)
UsuńNie sugerowałbym się JEDYNIE powyższą recenzją przy wyborze tego tytułu. Większość rodzimych i zagranicznych recenzentów wysoko ocenia tę pozycję. Polecam zapoznać się przynajmniej z kilkoma z nich (również z wątkiem o Silver Tower założonym na forum gry-planszowe.pl) przed podjęciem decyzji o zakupie. Niestety odnoszę wrażenie, że po lekturze powyższej oceny gry można się mocno zniechęcić do tego tytułu.
OdpowiedzUsuńSłuszna uwaga. Również zalecam niesugerowanie się wyłącznie naszymi recenzjami przed zakupem dowolnej gry. Byłoby to nierozsądne i zawsze najlepiej zebrać jak najwięcej informacji o poszukiwanym tytule.
UsuńPozdrawiam, Tomasz