Tytuł:
Shadowrun: Crossfire
Tytuł
dodatku: Shadowrun: Crossfire – High Caliber Ops
Wydawca:
Catalyst Game Labs
Rok
wydania: 2014
Liczba
graczy: 1-4
Czas
gry: 30-90 minut
Język:
angielski
W
chwili, w której zaczynam pisać te słowa, Shadowrun: Crossfire
jest grą, która najczęściej trafiała na nasz stół. Liczba
rozegranych sesji przebiła nawet nasz ulubiony Eldritch Horror. W
związku z tym wypadałoby Wam zaprezentować tę grę, prawda?
Ponadto w poniższym opisie odniosę się również do dodatku do
tego tytułu – High Caliber Ops. Jedziemy!
Strzeż
się. Strzelaj celnie. Oszczędzaj amunicję. I nigdy, przenigdy nie
wchodź w układy ze smokiem.
Jaki
jest świat Shadowrun?
To,
co cechuje uniwersum Shadowrun, a w zasadzie każdy system RPG (bo od
tego się zaczęło...), to silny nacisk na fabułę. Nie będę tu
przedstawiał całych zawiłości tego wszechświata.
Zainteresowanych odsyłam do źródeł, chociażby w Internecie. W
tym miejscu należy powiedzieć, że Shadowrun to połączenie
cyberpunk i fantasy.
W
niedalekiej przyszłości magia powróciła na Ziemię, część
ludzi zmieniła się w elfy,
orków, trolle oraz krasnoludy. Obudziły się smoki, które kierują
megakorporacjami – czyli można powiedzieć, że siedzą w jaskini
na stercie złota ;-) W grze wcielamy się w shadowrunnerów,
którzy z różnych powodów, przyjmują zadania i działają
nieoficjalnie dla wspomnianych korporacji lub innych wpływowych
osobistości.
Ja
i Shadowrun
W
swoim życiu miałem styczność z tym uniwersum tylko przez moment.
Wraz z braćmi próbowaliśmy grać w Shadowrun: The Trading Card
Game. Trzeba przyznać, że przygoda ta była bardzo krótka, ale
nadal mam do niej talię podstawową i kilka zakupionych boosterów.
Shadowrun:
Crossfire zdecydowaliśmy zakupić się, gdyż obejrzeliśmy jakieś
zestawienie gier zrobione przez Rahdo. To było jeszcze w czasach,
kiedy praktycznie bezgranicznie ufaliśmy temu recenzentowi. Na całe
szczęście, według nas, w kwestii tej gry nie pomylił się (w
późniejszych czasach, to już różnie bywało). Gra podoba się
nam bardzo. Przecież bez powodu, tytuł ten nie lądowałby na
naszym stole tyle razy, prawda?
Duża
cena, duże pudełko, dużo powietrza i dużo fluffu
Shadowrun:
Crossfire to gra karciana. Pudełko, w które jest spakowana jest
stanowczo za duże na to, co oferuje nam jego zawartość. Można
powiedzieć, że jest one przygotowane na dodatki, ale od czasu
pojawienia się gry na rynku w 2014 roku, dopiero niedawno pojawiło
się jedno „duże” rozszerzenie. Po włożeniu go do pudełka gry
podstawowej, nadal mamy wiele powietrza.
Poza
kartami znajdziemy w środku kilkanaście żetonów dla oznaczania
pieniędzy (nuyeny), obrażeń i innych efektów w grze. Mamy też 10
kart postaci – męską i żeńską wersję człowieka, orka,
trolla, elfa i krasnoluda. Jeżeli chcemy grać klimatycznie, to
powinniśmy zaopatrzyć się w zmazywalny pisak, gdyż na tych
kartach możemy sobie zapisywać
Karmę (punkty doświadczenia) oraz imię postaci.
Bardzo
nietypowym elementem gry są naklejki z nowymi umiejętnościami dla
naszych postaci. Możemy je zakupić za wspomnianą Karmę i nakleić
na naszego bohatera. Brzmi dziwnie, ale trochę bardziej wypowiem się
na ten temat w podsumowaniu.
Instrukcja
do gry nie jest napisana bardzo dobrze, ale również nie jest
napisana źle. Niemniej żeby dobrze grać w tę grę, to trzeba się
w nią wczytać i naprawdę zrozumieć niektóre niuanse, związane
zwłaszcza z zagrywaniem kart. Sama „szczelność” zasad również
pozostawia wiele do życzenia, ale raczej nie psuje przyjemności z
rozgrywki.
Naprawdę
na wielkie brawa zasługuje natomiast fakt, że w pudełku znajdziemy
24 stronicową broszurę z opisem uniwersum Shadowrun. Widać, że
twórcy starają się wprowadzić nas w ten zwariowany, czasami
komiczny wszechświat. Z tych kilku stron dowiemy się wszystkiego,
co powinniśmy wiedzieć na jego temat, a nawet poznamy slang
uliczny! Co więcej mamy również kilka pierwszych stron
książki/opowiadania Fire & Frost. Gdyby wszyscy wydawcy tak
podchodzili do gier opartych na jakiś znanych uniwersach, to by było
po prostu rewelacyjnie. Jeszcze powinienem wspomnieć, że na
większości kart w grze są również różnorakie, przeważnie
zabawne cytaty.
Rodzaje
kart w grze
Żeby
zrozumieć istotę Shadowrun: Crossfire, należy powiedzieć trochę
o jej trzonie – kartach:
Karty
Przeszkód – normalne i trudne. Są to przeciwnicy, których
napotkamy na naszej drodze. Na górze mają one tor obrażeń, który
wskazuje ile i/lub jakie obrażenia trzeba im zadać, żeby przejść
do następnego pola z obrażeniami. Oczywiście, gdy musimy zadać
kilka obrażeń w jednym polu, to należy je zadać w jednej turze.
Poza tym Przeszkody mają wskazaną liczbę ran, które zadają nam.
Ponadto posiadają ewentualną specjalną umiejętność,
rodzaj/rasę, kolor (czarny, czerwony, niebieski lub zielony) oraz
liczbę nuyenów, które otrzymamy po ich pokonaniu.
Karty
Postaci – już troszeczkę o nich wspomniałem wcześniej. Z
istotnych informacji, to znajdziemy na nich jeszcze liczbę kart i
pieniędzy, jaką mamy na starcie. Poza tym mamy tor punktów
zdrowia, który zakończony jest Oszołomieniem i Stanem Krytycznym
(o tym ciutkę więcej, za moment).
Karty
Crossfire (Ognia Krzyżowego) – są to zdarzenia, które zazwyczaj
wchodzą w życie na początku każdej, nowej rundy graczy. Mają one
przeważnie dwa efekty, oba negatywne lub częściowo negatywne.
Drugi efekt jest zazwyczaj gorszy i jest zależny od liczby kart
Ognia Krzyżowego już odrzuconych w grze. W skrócie, to weryfikują
one plany, jakie gracze mieli, co do przyszłej tury ;-) W związku z
tym w grze często pada sformułowanie SNAFU :-)
Karty
Czarnego Rynku – reprezentują one wszelkiego rodzaju sprzęt,
umiejętności i kontakty graczy, które pomagają pokonać
przeszkody w czasie shadowrunu. Są cztery rodzaje kart: hakowanie
(zielone), czary (niebieskie), cwaniactwo (czerwone) oraz broń
(czarne). Mogą mieć one jakieś specjalne zdolności, wszystkie
mają koszt i liczbę oraz rodzaj obrażeń, jakie zadają
Przeszkodom.
Zarys
rozgrywki
Każda
rozgrywka będzie się minimalnie różnić, w zależności od
wybranego przez nas scenariusza. W podstawowym pudełku mamy ich
tylko trzy, z czego jeden w teorii niegrywalny (o tym zaraz). W
opisie rozgrywki skupię się na podstawowych mechanizmach Shadowrun:
Crossfire.
Gracze
wybierają sobie postać i nadają mu wybraną rolę. Może to być:
Buźka, Uliczny Samuraj, Decker lub Mag. Ma to wpływ na naszą
startową talię. Prawie zapomniałbym wspomnieć – Shadowrun:
Crossfire to kooperacyjna gra z mechanizmem budowania talii. W
przypadku, gdy gramy w mniej niż cztery osoby, to do graczy
przypisana jest drugorzędna rola – po to, aby efekty innych kart w
grze miały na kogo działać. Gdy otrzymamy startowe pieniądze,
życie i karty, to możemy zaczynać. Gra jest podzielona na rundy i
gramy według takiego schematu:
1.
Ciągniemy kartę Ognia Krzyżowego i wprowadzamy jej efekty w życie.
Następnie rozwiązujemy ewentualne efekty rozgrywanego scenariusza.
2.
Każdy z graczy wykonuje swoją turę.
Najpierw
zagrywamy karty z ręki i aktywujemy ich ewentualne zdolności
specjalne. Co ciekawe, niektóre Karty Czarnego Rynku mają zdolność
asysty – inni gracze mogą ją zagrać w naszej turze, aby nam
pomóc i na odwrót. Po zagraniu wszystkich kart przypisujemy
obrażenia Przeszkodom, które znajdują się na stole. Niektóre z
nich wymagają konkretnych „kolorów”, aby je zranić.
W
przypadku pokonania przeszkody, otrzymujemy nuyeny i rozdajemy je
równomiernie pomiędzy graczy. Następnie otrzymujemy obrażenia od
przeciwników, którzy znajdują się przed nami. Odrzucamy użyte
karty i kolejną częścią tury, o ile nie zostaliśmy Oszołomieni
(tracimy wszystkie karty i w zasadzie nic nie możemy robić) lub
Zranieni Krytycznie (o tym zaraz), jest dobranie i kupowanie kart. Na
stole znajduje się rynek, na którym jest zawsze wyłożonych 6
kart. Oczywiście możemy je kupić za nuyeny. Najważniejsze jest
to, co wyróżnia to Shadowrun: Crossfire od innych deck-builderów,
że kupione karty trafiają nam od razu na rękę. Po tym etapie,
swoją turę wykonuje kolejny gracz.
3.
Koniec rundy następuje po turze ostatniego gracza i wracamy do
punktu pierwszego.
Gramy
oczywiście tak długo, aż uda nam się wypełnić misję ze
scenariusza i wtedy otrzymujemy Karmę (punkty doświadczenia, według
scenariusza) lub ktoś zostanie Zraniony Krytycznie. W tym drugim
przypadku misja jest przerywana i następuje nasza ucieczka. Jest to
dość specyficzny i dziwny element gry, ale jeśli uda się chociaż
jednemu runnerowi przeżyć, to dostajemy 1 Karmę na otarcie łez.
Co
daje dodatek High Caliber Ops?
Rozszerzenie
to daje całą masę nowych Kart Przeszkód i Kart Czarnego Rynku (w
tym karty dwukolorowe). Dodaje on również dwie nowe role – Adepta
i Riggera. Mają one tylko i wyłącznie inne karty startowe od
pozostałych. Co jednak najważniejsze, to mamy aż pięć nowych
scenariuszy. Do każdego z nich trzeba podejść całkiem inaczej i
muszę przyznać, że dodatek ten postawił tę grę dla nas na
piedestale. Dzięki nowym kartom można tworzyć bardzo ciekawe
combosy, a różne misje pozwalają na różnego rodzaju
kombinowanie. Dziwię się tylko, że to wszystko nie znalazło się
w pudełku podstawowym, gdyż sama podstawka może mieć tendencje,
do zniechęcenia graczy do siebie.
Jak
dzisiaj kogoś potniesz, to nie wiesz, co z niego wycieknie: krew,
czy płyn hydrauliczny.
Rozwój
postaci i kwestia scenariuszy
Jak
już wcześniej wspomniałem, nasze postaci można rozwijać za
punkty Karmy, którą zdobywamy po naszych shadowrunnach. Za nie
kupujemy naklejki, które dają nam różnorakie profity (więcej
kart na starcie, jednorazowe obrażenia w ciągu gry, leczenie itd.).
Nie są one jakieś „boskie”, ale są. Co więcej to liczba posiadanych punktów Karmy wpływa Karmę otrzymywaną na
koniec udanego shadowruna. Im więcej ich mamy, tym mniej punktów
otrzymamy. Tu pojawia się pewien zgrzyt.
Wspomniałem,
że w pudełku podstawowym mamy 3 scenariusze. Pierwszy z nich nie
wymaga ulepszeń z Karmy. Drugi wymaga już zainwestowanych 5 punktów
w ulepszenia - naklejki. Trzeci natomiast... 70 punktów. Biorąc pod
uwagę, że po udanym rozegraniu scenariusza zyskamy 3-4 Karmy, to
sami możecie sobie obliczyć, ile gier trzeba, żeby dojść do
takiego poziomu. Co więcej otrzymujemy mniej Karmy w tych
podstawowych scenariuszach, o ile już mamy jej trochę
„zainwestowanej” w siebie. Na całe szczęście autorzy pomyśleli
i dali możliwość utrudnienia tych scenariuszy, wraz z bonusem do
zdobytej Karmy. Jednak mimo to przestrzał między tymi scenariuszami
wydaje się za duży. Jasne, możemy sobie od razu stworzyć
„przypakowaną” postać i ponaklejać naklejki, ale gdzie frajda
w jej rozwoju? Według mnie ten aspekt został troszeczkę nie
przemyślany. Na całe szczęście dodatek daje nam kilka scenariuszy
pomiędzy 0, a 70 zainwestowanej Karmy.
Żebyśmy
się też dobrze zrozumieli – rozwój postaci ogranicza się
wyłącznie do Karmy i naklejek. Nie zachowujemy kupionych kart i
zawsze zaczynamy z podstawową talią. Jest to trochę nieklimatyczne
i moim zdaniem mogłoby zostać rozwinięte, ale cóż... Jest, jak
jest.
Nie
chodzi o to, co wiesz, ale o to, kogo znasz.
Kwestia
klimatu
Gra
ta najbardziej nam przypomina Hooyah: Navy SEALs Card Game – tam
też zbieramy odpowiednie kolory kart, żeby pokonać przeszkody.
Jednak wspomniany tytuł, to nie deck-builder. Jeśli o gry tego typu
chodzi, to kooperacyjne tytuły z tym mechanizmem, w które graliśmy
to Legendary Encounters: Alien oraz Mistfall. W porównaniu do tych
dwóch tytułów, Shadowrun: Crossfire wydaje się o wiele prostszy
mechanicznie. Jeżeli zaś chodzi o klimat panujący w grze, to muszę
przyznać, że gra podstawowa miała swoje uroki, ale w gruncie
rzeczy momentami skupialiśmy się wyłącznie na symbolach na
kartach. Eksplozja klimatu nastąpiła, jak dokupiliśmy dodatek.
Nowe karty dały nowe combosy, a co z tym idzie, nowe możliwości
dla wyobraźni. Jeden ze scenariuszy traktuje o tym, jak zostaliśmy
wynajęci do zbierania wraków z drogi międzystanowej I-90. Mamy
swoją ciężarówkę z CKMem i jedziemy nią w poszukiwaniu złomu.
Oczywiście przeszkadzają nam inne gangi. Jest tak ładnie
mechanicznie zrobione, że naprawdę można się wczuć w tę
rozgrywkę. To tylko jeden z przykładów. Generalnie Shadowrun:
Crossfire ma jakąś dynamikę i chaos w sobie, który bardzo dobrze
oddaje to uniwersum.
Musimy
mieć plan, żebyśmy wiedzieli od czego odbiegamy!
Kwestia
losowości
Wspomniałem
o chaosie, prawda? W gruncie rzeczy ta gra to łamigłówka. Ciągle
ewoluująca i bardzo nieprzewidywalna łamigłówka. Losowość
spotkamy na każdym kroku – zaczynając od szalonych kart Ognia
Krzyżowego, poprzez zdolności specjalne pojawiających się
Przeszkód, a kończąc na doborze kart na rękę. Naprawdę nie
spodoba się to wszystkim. Jednak, o dziwo, nam bardzo ona nie
przeszkadza, gdyż partie są dynamiczne. Poza tym całkiem
przyjemnie gra się, jak nasz shadowrun idzie, jak po maśle, a
jeszcze lepiej, jak uda się nam wyjść cało z czegoś, co mogłoby
wydawać się niemożliwą do opanowania sytuacją. W tym momencie
mogę powrócić do kwestii klimatu, gdyż gra ta dobrze
odzwierciedla uniwersum. Przynajmniej odnoszę takie wrażenie po
tym, co przeczytałem w załączonej broszurce.
Nie
ma lęku, jak masz sprzęcior w ręku.
W
żadnym wypadku nie twierdzę, że Shadowrun: Crossfire to gra
idealna. Nie jest to również gra dla każdego. Po prostu dziwnym
trafem bardzo trafiła w nasze gusta i nie bez powodu jest to tytuł,
który lądował najczęściej na naszym domowym stole. Ma ona szybki
setup, proste zasady i dynamiczną, ale bardzo losową rozgrywkę.
Wraz z dodatkiem jest ona bardzo regrywalna. Wyczuwalność klimatu
również nie jest taka zła. To wszystko sprawiło, że Shadowrun:
Crossfire stał się jednym z naszych ulubionych tytułów.
Tomasz
Pomocnicza ocena zbiorcza według
naszej zawiłej skali:
I.
|
Klimat
|
5/6
|
II.
|
Losowość
|
3/6
|
III.
|
Błędy w grze
|
5/6
|
IV.
|
Złożoność
|
6/6
|
V.
|
Interakcja
|
6/6
|
VI.
|
Wykonanie
|
5/6
|
VII.
|
Cena
|
3/6
|
VIII.
|
Czas rozgrywki w dwie osoby
|
6/6
|
IX.
|
Skalowanie na dwóch graczy
|
6/6
|
Nota końcowa: 5.00/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz