Start

Get your dropdown menu: profilki

Slider

Tomek

Tomasz "Jose" Waldowski

Moje wzmożone zainteresowanie grami planszowymi rozpoczęło się na początku 2013 roku, kiedy to znajomi przywieźli grę Eclipse (gra 4X). Zrobiła ona spore wrażenie na mnie, jak również na mojej małżonce. Od tego momentu nastąpiła niemała rewolucja i hobby, jakimi są gry planszowe, zaczęło się gwałtownie rozwijać w naszym domu.
Przed Eclipsem moje doświadczenie z grami planszowymi było dość niewielkie. Niemniej sam temat, jakim jest gra sama w sobie, nie był mi obcy. Jako dziecko dniami grałem w gry komputerowe na Amigę i Atari. W szkole podstawowej kolega przedstawił mi grę karcianą, jaką jest Doom Trooper. Razem z braćmi spędziliśmy wiele kłótliwych wieczorów próbując zabijać swoich żołnierzy zagłady. Następnie zafascynowany światem Tolkiena zakupiłem karty do gry Middle Earth: The Wizard. W przeciwieństwie do wspomnianego wcześniej Doom Troopera, partie METWa nadal są przeze mnie rozgrywane.
Przełom szkoły podstawowej i średniej to wkroczenie w świat gier Games Workshop. Z początku był to Warhammer RPG, a następnie system bitewny w tym świecie. Do czasu zakończenia studiów zagrałem chyba w większość systemów bitewnych stworzonych przez Games Workshop. Mimo, iż gry te nie są tym, czym były dla mnie kiedyś, gdy tylko znajdę chwilę i natchnienie to poświęcam się malowaniu lub graniu.
Pierwsze moje zetknięcie z grą planszową (nie liczę tu Eurobiznesu, Ryzyka i tym podobnych, popularnych gier) to Magiczny Miecz wydany przez Sferę. Z motywów czysto sentymentalnych posiadam cały komplet gier z tej serii. Grając w nią pierwszy raz w liceum nie wywarła ona na mnie takiego wrażenia, jak świat Warhammera.  Systemy Games Workshop silnie trzymały się w moim asortymencie do zakończenia studiów. W tym czasie zafascynowałem się również książkami H.P. Lovecraft'a. Razem z małżonką zakupiliśmy grę karcianą Zew Cthulhu (Call of Cthulhu). Mimo systematycznego grania przez pół roku, karcianka ta nie wywołała takiej rewolucji jak Eclipse.
Pewnego lata, szukając gier dla dwojga, zakupiliśmy z żoną Carcasonne, w którą w chwili obecnej gramy tylko w większym gronie znajomych. Pierwotnie chcieliśmy posiadać Osadników z Catanu, lecz jak się okazało jest to produkt dla minimum trzech graczy. Mieliśmy też okazję zagrać w Wsiąść do pociągu: Europa, lecz gra ta wydała nam się za bardzo familijna. Udało nam się zakupić również drugą część gry Machina, wydaną przez Portal kilkanaście lat temu. Jednak dopiero półtora roku później, wspomniany Eclipse, odmienił głównie moje podejście.
Po ponad dekadzie „profesjonalnej” zabawy z planszówkami stwierdzam, że raczej nie mam ulubionego gatunku gier. Lubię zarówno suche „euro”, jak i klimatyczne „ameritrashe”. Pewne jest też raczej to, że nadal wolę „cięższe” tytuły, choć z powodu coraz większych restrykcji czasowych oraz być może nieubłaganie postępującego wieku, to również powoli się zmienia. Ważne jest dla mnie to, żeby dana gra była w jakiś sposób wyjątkowa i wyróżniała się na tle innych – niech posiada nietypową fabułę albo wykorzystuje jakiś mechanizm w specyficzny sposób. Wokół tego też została zbudowana nasza kolekcja.